Poszukiwany podejrzany o morderstwo, który na początku lutego w Warszawie obciął kobiecie głowę, został zatrzymany dzisiaj na Malcie (zobacz informacje prasowe).
Kajetan P. został zatrzymany i… stracił twarz, a dokładniej: jego wizerunek i dane osobowe zostały zanonimizowane. Przez ostatnie dwa tygodnie wszystkie media publikowały prywatne zdjęcia mężczyzny, a dzisiaj można zobaczyć w najlepszym wypadku coś takiego:
O absurdalności anonimizacji danych osoby podejrzewanej i oskarżonej o popełnienie przestępstwa w głośnych sprawach medialnych pisał dwa lata temu Kamil Mamak z Uniwersytetu Jagiellońskiego („Czasopismo Prawa Karnego i Nauk Penalnych” 2013, zeszyt 3). Na tapecie była wówczas sprawa Katarzyny W., oskarżonej o zamordowanie własnego dziecka. Kamil przejrzyście udowodnił, że anonimizacja nazwiska i wizerunku kobiety była czystą fikcją. Po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy „Katarzyna W.” wyświetlały się pełne dane i fotografie tej osoby:
W przypadku próby wyszukania pełnego nazwiska oskarżonej, po wpisaniu w wyszukiwarkę Google imienia i pierwszej litery nazwiska oskarżonej już pierwsze pojawiające się nazwisko jest właściwe. O skali wyszukiwań związanych z tą sprawą świadczyć może fakt, że osoba ta wyprzedza Katarzynę Wielką, która znajduje się na kolejnej pozycji listy podpowiedzi.
– pisał Kamil Mamak (jw. s. 78). Proszę spróbować wpisać teraz w wyszukiwarkę „Kajetana P.” Efekt? Wiemy, jak się nazywa; wiemy, jak wygląda. Internet wszystko pamięta, Internet niczego nie zapomina: wydarzeń, nazwisk ani twarzy. Anonimizacja danych i wizerunku bohaterów głośnych spraw medialnych jest współcześnie niemożliwa, nie spełnia żadnej merytorycznej funkcji i powinna zostać zaniechana. Trzeba więc zgodzić się z Mamakiem (jw., s. 82):
Prędzej czy później ustawodawca stanie przed koniecznością zajęcia stanowiska w tej kwestii, a rezultat wydaje się przesądzony. Należy zrezygnować z ochrony danych osobowych i wizerunku osób oskarżonych w sprawach medialnych, ponieważ jest to jedyne racjonalne rozwiązanie.
3 komentarze
Internet piszemy wielką literą 🙂
🙂
Można też przypomnieć kazus Andrzeja L., który sięgał po prostu kuriozum. Z drugiej strony, można przypomnieć kazus niejakiego Fritzla, który widniał nawet na okładkach czasopism i ponurym wzrokiem spoglądał z przystanków autobusowych. Tutaj ciężko wyważyć, co jest słuszne, z chwilą ujęcia osoba, której niewinność należy domniemywać, odzyskuje prawo do poszanowania swojego wizerunku. Tylko potrzeba ujęcia tej osoby uzasadnia jego odtajnienie.