Pechowy rajd po mieście
3 lata więzienia i 8 lat zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych – to kara dla Macieja Z., dziennikarza, który w 2008 r. w wypadku drogowym spowodował śmierć jadącego z nim kolegi. Mężczyzna stracił panowanie nad pojazdem, jadąc z prędkością około 150 km/h w miejscu, w którym z powodu nierównej nawierzchni obowiązywało ograniczenie prędkości do 50 km/h. Samochód wypadł z trasy, dosłownie wzbił się w powietrze, obrócił się i uderzył tyłem w betonową konstrukcję wiaduktu, a następnie stanął w płomieniach. Pasażer zginął na miejscu (relacja z ogłoszenia wyroku tutaj).
Sprawca został skazany za przestępstwo z art. 177 § 2 k.k., to znaczy spowodowanie śmierci człowieka w wypadku będącym wynikiem uprzedniego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym. Jak ustalił sąd, sprawca prawie trzykrotnie przekroczył dopuszczalną prędkość, ograniczoną administracyjnie z powodu nierównej nawierzchni drogi (wybrzuszenie, mulda na jezdni). To spowodowało, że w krytycznym momencie kierowca nie opanował rozpędzonego wozu, wypadł z trasy i uderzył w podpory wiaduktu.
Analizując typ przestępstwa opisany w art. 177 § 2 k.k. i odwołując się do terminologii karnistycznej powiemy, że:
1) sprawca naruszył zasady postępowania z dobrem prawnym, tj. życiem i zdrowiem uczestników ruchu drogowego,
2) jakie były od niego wymagane w danych okolicznościach, to znaczy w ruchu drogowym, w sytuacji zbliżania się do miejsca prawidłowo oznakowanego znakami A11 (ostrzeżenie o nierównej nawierzchni) oraz B33 (ograniczenie dopuszczalnej prędkości),
3) i które to zasady chroniły przed danym sposobem nastąpienia skutku, to znaczy obiektywnie przewidywalnym zagrożeniem związanym z nierówną jezdnią, o czym kierowca mógł się dowiedzieć ze znaku A11, oraz spowodowaniem wypadku w związku z utratą panowania nad pojazdem właśnie na tejże nierówności, przy poruszaniu się z niedozwoloną prędkością.
Dodajmy, że prędkość pojazdu była trzykrotnością prędkości dopuszczalnej i oczywiście została przekroczona umyślnie: kierowca chciał jechać za szybko. Dla porównania to tak jakby jechać sobie przez małą wioskę z prędkością 180 km/h albo poruszać się po autostradzie z prędkością ponad 400 km/h.
Wymiar kary na pewno zależał między innymi od tych właśnie okoliczności (rażące i umyślne naruszenie prawa). Wyrok jest stosunkowo surowy, ale weźmy pod uwagę, że 3 lata pozbawienia wolności to nawet nie jest połowa ustawowego zagrożenia za tego rodzaju czyn (Maciejowi Z. groziło nawet 8 lat więzienia).
Znak da ci znak
Na kanwie tego smutnego wydarzenia, którego nasz sprawca – jak utrzymywał podczas procesu – niestety już dzisiaj nie pamięta, warto pokusić się o ściśle teoretyczną refleksję (z jej bardzo praktycznymi reperkusjami). Chodzi mi mianowicie o interesujące w omawianej sprawie znaki drogowe w kontekście zasad postępowania na drodze – wymaganej od kierowcy ostrożności czy inaczej mówiąc zachowania zgodnego z zasadami bezpiecznej jazdy – i niekiedy dotkliwych skutków ich naruszenia.
Otóż warunkiem odpowiedzialności karnej za wypadek drogowy jest tak zwane obiektywne przypisanie skutku (np. śmierci pasażera) do zachowania sprawcy, polegające między innymi na zbadaniu, czy oskarżony naruszył zasady postępowania wiążące w danych okolicznościach i chroniące przed danym sposobem nastąpienia skutku (tak jak powyżej napisałem w podpunktach 1–3). Szerzej o obiektywnym przypisaniu skutku pisałem już na blogu np. tutaj. O tym, jakie zasady obowiązują w danym momencie, kierowca dowiaduje się między innymi z oznakowania drogi, np. znaków ograniczających dopuszczalną na danym odcinku trasy prędkość. Tyle ogólników.
Już wyjaśniam, w czym rzecz. Otóż wydaje mi się, że popularne ograniczenia prędkości na drodze mogą być podyktowane ochroną bezpieczeństwa uczestników ruchu:
1) z jakiejkolwiek przyczyny
2) albo w związku ze ściśle określoną okolicznością.
Przykładem pierwszej sytuacji (braku sprecyzowania przyczyny ograniczenia prędkości) jest ustawienie znaku ograniczającego prędkość do 40 km/h na przykład w gęsto zabudowanym i ruchliwym centrum miasta. Jedź wolniej – mówi do nas zarządca drogi – bo: kręci się wkoło dużo zabieganych ludzi, na drodze jest spory ruch, przed tobą kilka przejść dla pieszych, przystanek autobusowy, kilka skrzyżowań, dużo podporządkowanych wyjazdów z parkingów i zatoczek itd. Powodów, dla których warto zwolnić, jest mnóstwo.
Przykładu dla drugiej sytuacji dostarcza sprawa Macieja Z. Zwróćmy uwagę, że znaki drogowe, jakimi oznaczone było miejsce tragicznego wypadku (zobacz przykładową grafikę, którą zamieściłem wcześniej), nie tylko wskazywały na konieczność zredukowania prędkości do 50 km/h, ale dawały podstawę do jednoznacznego odczytania powodu (przyczyny), dla której szybsza jazda może się okazać brzmienna w skutkach. Powodem tym były nierówności na jezdni.
Ostrożnie do celu
Uczynione spostrzeżenia posiadają niebagatelne znaczenie w pierwszym rzędzie dla teorii przypisania skutku. Zaprezentowany zestaw znaków drogowych wyraźnie wskazuje na coś, co w teorii przypisania skutku zwykło się nazywać celem ochronnym normy prawnej. Brzmi to groźnie i spędza sen z powiek studentów prawa karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego (nie jest też kwestią do końca rozpracowaną od strony naukowej), ale sprowadza się do rzeczy banalnej. W jakim celu Maciej Z. miał jechać wolniej (to znaczy jaki był cel normy mówiącej: jedź z prędkością 50 km/h)? To jasne: miał jechać wolniej po to, aby nie stracić panowania nad pojazdem na muldzie! Dlatego i tylko dlatego! Nakaz ograniczenia prędkości (znak B33) związany był z ostrzeżeniem wyrażonym w znaku A11: nierówna nawierzchnia. Mówiąc krótko: zachowaj wymaganą ostrożność na wybrzuszeniu jezdni, jadąc z odpowiednią prędkością.
Rodzi to ważne konsekwencje praktyczne. Jeśli bowiem do wypadku doszłoby w efekcie przekroczenia wskazanej na rzeczonym oznakowaniu prędkości, ale nie w związku z wybrzuszeniem na jezdni, to kierowca w pewnych sytuacjach nie mógłby ponieść odpowiedzialności karnej za skutki swojego czynu.
Zilustruję to następującym przykładem. Wyobraźmy sobie, że w miejscu oznaczonym podobnie jak w omawianej sprawie znakami A11 i B33, jadąc samochodem przekraczam dozwoloną prędkość i na drogę przed mój pojazd nagle wbiega idące chodnikiem dziecko. Nie zdążyłem zahamować ani skręcić, ponieważ jechałem za szybko, i doszło do potrącenia dziecka, ale (jak ustalili biegli) gdybym podporządkował się ograniczeniu prędkości widniejącemu na znaku, to dziecko zdążyłoby bezkolizyjnie przebiec na drugą stronę.
Czy w opisanej sytuacji odpowiadam karnie za potrącenie dziecka? Moim zdaniem właściwa odpowiedź może być tylko jedna: nie odpowiadam! Ograniczenie prędkości było bowiem w opisanych okolicznościach podyktowane konkrentym niebezpieczeństwem płynącym z nierównej nawierzchni drogi, a nie z jakiegoś innego źrodła, np. od strony niesfornego pieszego. Ostrożność, która była ode mnie wymagana, nie miała chronić przed danym sposobem nastąpienia skutku. W świetle wiążących mnie wymagań nie postąpiłem w sposób niewłaściwy, ponieważ pokonałem nierówność na drodze bez stworzenia niebezpieczeństwa dla uczestników ruchu drogowego.
Maciej Z. zignorował informację umieszczoną na znakach drogowych i spowodował skutek, przed którego nastąpieniem miały one ochraniać jego i jego pasażera.
Wniosek z tego taki: kierowco, respektuj znaki!
12 komentarzy
"Dlatego i tylko dlatego!"??? A nie powinno raczej być "Dlatego i co najmniej dlatego!"?
Takie zestawienie znaków jak na rysunku można też zrozumieć jako nakaz ograniczenia prędkości do 50 km/h z "jakiejkolwiek przyczyny" oraz nakaz zachowania szczególnej ostrożności ze względu na niebezpieczeństwo występowania muld na drodze (groźne także przy 50 km/h). Innymi słowy: znak ostrzeżenia nie zawęża tu celu ochronnego znaku zakazu lecz dodaje nową normę, obowiązującą niezależnie, obok.
Pozdrawiam!
Paweł Ząbczyński
Dziękuję za uwagę. Nie twierdzę, że to co napisałem nie jest kontrowersyjne. Wręcz przeciwie – uważam że jest. I to bardzo.
Przyznaję, że można to zinterpretować tak jak napisałeś (ograniczenie prędkości obowiązuje absolutnie, a nie relatywnie). Przedstawiona przeze mnie interpretacja wydaje mi się jednak racjonalna i praktyczna. To nie jest bez znaczenia, że ograniczenie prędkości dotyczyłoby konkretnego celu: wtenczas jego obowiązywanie ograniczałoby się tylko do określonego odcinka drogi. Niestety dochodzę do wniosku, że mojej interpretacji nie mogę wesprzeć o przepisy prawa o ruchu drogowym. Może warto pomyśleć o zmianie przepisów?
Dla przykładu: znak B33 ustawiony łącznie ze znakiem A1/A2 (niebezpieczny zakręt) wskazywałby na dopuszczalną prędkość na łuku zakrętu; zaś łącznie ze znakiem A16 – na prędkość, do jakiej należy zwolnić w pobliżu przejścia. Wówczas niepotrzebne byłoby stosowanie znaku B24 – koniec ograniczenia prędkości.
Jeśli przyjąć, że moja interpretacja jest prawidłowa, to stwierdzenie "Dlatego i tylko dlatego" jest również prawidłowe. Kierowca miał jechać wolniej dlatego, że zbliżał się do niebezpiecznej muldy i znak ostrzegał go tylko przed możliwą utratą panowania nad pojazdem i tylko dlatego powinien zwolnić. W wielu wypadkach przecież ustawia się ten znak z bardzo konkretnego powodu (dziurawej drogi, niebezpiecznych zakrętów, robót na drodze w określonym miejscu) – a interpretuje się go "globalnie" 🙂 Tak nie powinno być. Ale – jak napisałem – może być to dyskusyjne.
Z jednej strony można bronić tezy, że znak drogowy ustanawiający ograniczenie prędkości zawsze ustanawiany jest z konkretnej przyczyny, ale z drugiej strony pozostaje jedno "ale. Najpierw dwie skrajne sytuacje:
1) droga niezabudowana i ustawione na niej ograniczenie prędkości do 40 km/h oraz znak wskazujący na nierówności na drodze (nie pamiętam symboli). Ograniczenie to ze względu na rzeczone wyboje/nierówności obowiązuje na odcinku 1 km. Ktoś jedzie dobrym samochodem terenowym 90 km/h. Potrąca ze skutkiem śmiertelnym pieszego. Wg biegłego – jedynym powodem wypadku była prędkość niepozwalająca na podjęcie stosownych manewrów. Wyboje nie miały wpływu na nic – kierowa nie utracił panowania nad pojazdem, anie nie wybiło go na jakimś wertepie.
2) Teren niezabudowany. Znak ograniczenia do 40 km/h oraz informacja "Uwaga roboty drogowe 500 m i ruch technologiczny" ze stosownym znakiem. Mieszkaniec tamtej okolicy wie doskonale, że owe roboty skończyły się już kilka miesięcy wcześniej, a leniwi drogowcy ni usunęli znaków. Jedzie więc 90 km/h i uderza w samochód wykonujący manewr zawracania. Kierowca owego pojazdu ma złamane nogi. Twierdzi, że zdecydował się na zawracanie, gdyż był przekonany, że na tym odcinku wszyscy pojadą przepisowo 40 km/h i zdąży wykonać bezpiecznie manewr.
Sytuacje z punktu widzenia koncepcji "celu ochronnego normy" wydawałyby się jasne. W obu przypadkach "sprawca" wypadku musi zostać uniewinniony, gdyż nie naruszył reguł postępowania (a przynajmniej tej konkretnej). Tylko pozostaje jedno "ale", lepiej widoczne w przykładzie nr 2. Co z ochroną zaufania uczestników ruchu, że pozostali będą stosować się do znaków drogowych? Uważam, że by koncepcja "celu…" była racjonalna i prowadziła do sprawiedliwych rozwiązań musi uwzględniać także to, że znak drogowy np. ograniczenia prędkości ustawiany jest z określonych powodów, które mogą przeminąć, ale już postawiony wskazuje innym kierowcom zasady, jakie powinny panować na określonym odcinku. Chroni wiec też ich zaufanie do reszty uczestników. Jeżeli tak, to w przykładzie nr 2 można byłoby przypisać skutek kierowcy wiedzącemu o braku robót. Kierowca wykonujący manewr zawracania działał w zaufaniu do przestrzegania prędkości przez innych. W przypadku nr 1 skazanie może być o tyle trudniejsze, że nie zawsze wykażemy, że pieszy idący poboczem (a szedłby tym poboczem niezależnie od prędkości dopuszczalnej na danym odcinku) działał w zaufaniu do kierowców, iż ci będą poruszać się akurat z max 50 km/h. Gdyby wszakże ograniczenia nie było, na danym odcinku możnaby jechać z prędkością 90 km/h i niewykluczone, że kierowca nie odpowiadałby za wypadek, gdyż uznanoby, że żaden kierowca nie miałby szans wyminąć pieszego nawet jadąc 80 km/h. Taki wniosek oczywiście dać powinien asumpt do ustawienia na tak niebezpiecznej drodze znaku ograniczającego prędkość z przyczyn związanych z ruchem pieszych. Prowadzi to do konkluzji, że cel ochronny normy (tut. określonego znaku) jest istotny, ale brać należy pod uwagę coś jeszcze.
Pozdr
WZ
Drogi WZ. Mam zawsze obawy przed komentowaniem konketnych przykładów, ponieważ drobne dopowiedzenie w ramach podanego przykładu (modyfikacja stanu faktycznego) może kompletnie zmienić obraz rzeczy w perspektywie wniosków ogólnych. Trzymając się jednak ściśle tych okoliczności, które podałeś, a które są dla mnie w miarę jasne w zarysowanej przez Ciebie perspektywie i w kontekście problemu poruszanego w moim poście, rzec należy co następuje.
W sytuacji drugiej (wypadek przy zawracaniu) ustawione ograniczenie prędkości nie ma żadnego znaczenia dla oceny, kto zawinił. Kierowca wykonujący manewr zawracania powinien upewnić się, czy może wykonać manewr w sposób bezpieczny W DANYCH OKOLICZNOŚCIACH. W sytuacji, gdy widzi nadjeżdżający pojazd z prędkością (dodajmy: JAKĄKOLWIEK prędkością) uniemożliwiającą mu bezpieczne zawrócenie – ma zakaz zawracania! A zatem w opisanej sytuacji to kierowca wykonujący manewr zawracania naruszył tę regułę postępowania, która w danych okolicznościach miała zapobiec takiemu wypadkowi, jaki w rzeczywistości miał miejsce.
W sytuacji pierwszej stan faktyczny jest zbyt ubogi, aby wysnuć wnioski ogólne. Jak rozumiem stwierdzenie dotyczące podjęcia "stosownych manewrów" sugeruje, że pieszy próbował np. przekroczyć jezdnię bezpodstawnie sądząc, że zbliżający się pojazd pojedzie wolniej niż to miało miejsce w rzeczywistości. Jeżeli tak, to sytuacja jest analogiczna jak w poprzednim wypadku – niebezpieczne zachowanie innego uczestnika ruchu dezaktualizuje zasadę ograniczonego zaufania na rzecz braku zaufania (nie wolno przechodzić przez jezdnię, jeśli nie da się tego zrobić bezpiecznie).
Oczywiście sytuacja ulegnie zmianie, jeśli kierowca mógł wcześniej zobaczyć "dziwne" zachowania pieszego – wówczas na ogólnych zasadach powinien zredukować prędkość do takiej, która umożliwi mu sprawne zareagowanie na zachowanie tego pieszego w owych nietypowych okolicznościach. Dodajmy – norma ta wynikałaby z zachowania się pieszego w określonych okolicznościach, a nie z ustawionego wcześniej znaku ostrzegającego o nierównej drodze.
W moim odczuciu podane przykłady nie są więc swoiste z punktu widzenia celu ochronnego normy wynikającej ze znaku drogowego.
Witam, Pańskie stanowisko jest kontrowersyjne, ale zgadam się z Panem. Jeśli znaki miałoby się odczytywać 'oddzielnie' w mojej ocenie powinny być ustawione oddzielnie- a nie tak jak na załączonej grafice.
A jak odniósłby się Pan do sytuacji(choć chodzi nie tyle o odpowiedzialność karną, co wiążącą się z nią odpowiedzialnością odszkodowawczą)- człowiek jechał z prawidłową prędkością, na odcinku, gdzie ustawione były znaki A11, A30, T2. Samochody jadące z naprzeciwka zmusiły kierowcę, do przejechania po muldach i wyrwach- co spowodowało zniszczenie pojazdu. Ubezpieczyciel drogi nie wypłaca odszkodowania, bowiem nie czuje się odpowiedzialny za zdarzenie- wina leży po stronie kierowcy- nie dostosował prędkości do warunków jazdy. I choć jechał prawidłowo, nie udało mu się uniknąć szkody. Czy w takim wypadku do przytoczonych znaków nie powinno dojść ograniczenie prędkości? czy dopiero z ograniczeniem prędkości odpowiedzialność spadłaby z właściciela drogi- skoro dostosowanie się do znaków i tak nie pozwoliło uniknąć zniszczeń?
MagdaSR
Stanowisko trafne w kwestii obiektywnego przypisania. Sprawca musi naruszyć konkretnie tę regułę, która w danych okolicznościach miała zapobiec skutkowi. Mam jednak poważne wątpliwości, czy ta zasada, iż 2 znaki na jednym słupie oznacza, że jeden konstruuje normę tylko w relacji do drugiego (z powodu drugiego), jest trafna. Weźmy na przykład znak ograniczenia prędkości a pod nim znak przejścia dla pieszych albo ostrzeżenia dzieciach. Oznacza to, że jak pieszy przejdzie przed przejściem a jazda z dozwoloną prędkością oznaczała by brak potrącenia to sprawca nie odpowie za wypadek bo ograniczenie prędkości obowiązuje tylko na przejściu? Oczywiście nie, ograniczenie prędkości obowiązuje także przed przejściem (o tym stanowi wprost kodeks drogowy). Albo jeśli na jezdnie nie wejdzie dziecko, tylko dorosły to znaczny, że sprawca nie odpowie bo pod znakiem ograniczenia prędkości był znak ostrzegający o dzieciach. Czasami po prostu znaki stawia się na jednym słupie, żeby kierowca szybciej je zobaczył i żeby było mniej słupów ze znakami. Nie zawsze oznaczają, że należy interpretować je na zasadzie: jedź wolniej TYLKO z przyczyny, o której mówi znak na dole, może po prostu: MIĘDZY INNYMI z tej przyczyny. Tomasz Tyburcy
Do wpisu z 3 maja 2013: widzę tu pewien bardziej ogólny problem. Faktycznie powodem ustawienia znaku jest niekiedy TYLKO jedna przyczyna, a po ustawieniu takiego znaku zaczyna się go interpretować ogólnie – że to MIĘDZY INNYMI ta przyczyna. Przy takiej interpretacji reguła postępowania trafia poza cel… To sytuacja trochę paradoksalna. Z tego powodu uważam, że sytuację tę powinno się jakoś uregulować (może odnośnie do niektórych znaków drogowych?).
Zasady postępowania w ruchu drogowym, których technicznym wyrazem są znaki drogowe, należy poddawać interpretacji celowościowej, tak jak inne reguły postępowania z dobrami prawnymi. Dla przykładu, zakaz używania sygnałów dźwiękowych na danym odcinku drogi nie oznacza, że w sytuacji zagrożnia dla uczestnika ruchu kierowcy NIE WOLNO użyć klaksonu. Formalny zakaz używania sygnałów dźwiękowych nie był ustanawiany pod taką sytuację i w opisanej sytuacji po prostu nie jest wiążący.
Nie chodzi o to, czy znaki stoją na jednym słupie – to w sumie kwestia czysto techniczna. Chodzi o to, aby wskazać regułę postępowania wiążącą w danych okolicznościach – przy analizie odpowiedzialności karnej za ewentualne skutki wypadku taka interpretacja jest moim zdaniem dopuszczalna.
W drugiej instancji wyrok zmieniono na 2 lata więzienia, ale utrzymano decyzję, że nie zostanie on zawieszony. http://wyborcza.pl/1,75248,14186611,Lagodniejszy_wyrok_dla_Zientarskiego_za_wypadek_ferrari.html#TRrelSST
Był tam ustawione znaki: nierówna droga, inne niebezpieczeństwa i tabliczka wskazująca odcinek drogi. Znaki te mają charakter ostrzegawczy. Znak ostrzegawczy informuje o potencjalnie niebezpiecznych warunkach na drodze. Wymagana jest w związku z tym zwiększona ostrożność. Może to być ostry zakręt, skrzyżowanie, albo jak w tym wypadku muldy na jezdni. Ostrzeżenie o konieczności zwiększenia ostrożności również pociąga za sobą redukcję prędkości – oczywiście biorąc za punkt wyjścia prędkość administracyjnie dozwoloną. Trzeba jeszcze bardziej zwolnić. W opisanym wypadku administrator drogi jasno określił, z jakiego powodu należy bardziej uważać – nierówna droga. Sądzę, że niestety kierowca sam jest sobie winien i odszkodowanie mu się nie należy.
Bardzo wyczerpujący wpis. Spowodowanie wypadku, na wskutek którego dochodzi do śmierci współpasażera to niewyobrażalna tragedia. Niestety takie bywają skutki brawurowej jazdy i niestosowania się do przepisów ruchu drogowego. Auto, które wpadło w poślizg, albo wyrzucone z drogi zaczyna dachować, jest zazwyczaj nie do opanowania. Sama się o tym ostatnio przekonałam. Na szczęście nie w trakcie jazdy, ale podczas symulacji dachowania na szkoleniu flotowym. To naprawdę wstrząsające uczucie! Nie powinniśmy nigdy świadomie doprowadzać do takich sytuacji, przekraczając prędkość, lub zajmując się telefonem itp. rozpraszaczami w trakcie prowadzenia pojazdu
Przypadki, w których ubezpieczalnia nie chce wypłacić pieniędzy albo oferuje jakieś śmieszne kwoty są tak popularne, że nikogo nie powinno to dziwić. Warto od razu zgłosić się do nich https://wieksze-odszkodowanie.pl/ , oni znają się w takich sprawach specjalizuje i mieć święty spokój.
Jeżeli chodzi o roboty drogowe, to niezwykle ważne jest to, aby takie prace powierzyć doświadczonej firmie. Ciekawą ofertę posiada firma ze śląska http://www.bet-pol.com/ Warto bliżej zapoznać się z tym co mają do zaoferowania.