W minioną środę w Pabianicach 31-letni rowerzysta stracił życie po tym, jak został z premedytacją popchnięty na przejeżdżający autobus. Najpierw mężczyźni jadący samochodem odgrażali się rowerzyście. Gdy zdołali go dogonić i wyprzedzić, zaparkowali samochód po prawej stronie jezdni, a gdy rowerzysta znalazł się na ich wysokości jeden z nich, widząc nadjeżdżający autobus, z dużą siłą uderzył mężczyznę w głowę. Rowerzysta wpadł na nadjeżdżający z naprzeciwka autobus, ponosząc śmierć na miejscu. Sprawcy odjechali (zob. informację prasową).
Dzisiaj postawiono sprawcom zarzuty: 24-latek, który popchnął rowerzystę, usłyszał zarzut zabójstwa, zaś 27-letni pasażer usłyszał zarzut usiłowania wzięcia udziału w pobiciu. 19-letni kierowca samochodu nie usłyszał żadnych zarzutów (zob. informację prasową).
Zabicie
Za własnoręczne spowodowanie śmierci rowerzysty może odpowiadać wyłącznie ten uczestnik zdarzenia, który fizycznie popchnął go na przejeżdżający autobus. Pozostali uczestnicy zdarzenia nie spowodowali śmierci człowieka w rozumieniu art. 148 § 1 k.k. W zależności od ustaleń faktycznych mogliby odpowiedzieć co najwyżej za podżeganie do zabójstwa (jeśli nakłonili 24-latka do tego, by ten wepchnął rowerzystę pod autobus), nie wiemy jednak, czy była to własna inicjatywa 24-latka, czy też koledzy zachęcali go do popełnienia takiego czynu.
Odpowiedzialność za zabójstwo wymaga wykazania, że sprawca chciał zabić konkretną osobę albo przewidywał znaczne niebezpieczeństwo dla życia człowieka oraz było mu obojętne, czy do tej śmierci dojdzie, czy nie. Wielokrotnie pisałem już na blogu o interpretacjach tzw. zamiaru wynikowego, który polega na tym, że sprawca godzi się na popełnienie czynu zabronionego.
24-latek jest dorosłym, (chyba) przeciętnie inteligentnym i zdrowym psychicznie człowiekiem, a w okolicznościach badanej sprawy nic nie ograniczało jego zdolności percepcyjnych – prowadzi to do wniosku, że raczej na pewno zdawał on sobie sprawę, że wepchnięcie rowerzysty na jadący z naprzeciwka autobus sprowadzi znaczne niebezpieczeństwo nastąpienia ciężkich obrażeń ciała bądź nawet śmierci tego człowieka. Z tą swoją wiedzą nie zrobił on jednak nic pozytywnego, a wręcz przeciwnie – wykorzystał nadarzającą się okazję, by wyrządzić rowerzyście krzywdę, obojętny na to, jaki będzie ostateczny rezultat jego zachowania. Popełnił swój czyn umyślnie.
Pobicie
Ciekawsza jest kwalifikacja prawna czynu drugiego mężczyzny, który, jak rozumiem, nawet nie zdążył zadać żadnego ciosu rowerzyście. Jego zachowanie zakwalifikowano jako usiłowanie wzięcia udziału w pobiciu (art. 13 § 1 w zw. z art. 158 §1 k.k.), to znaczy jako bezpośrednie zmierzanie do wzięcia udziału w ataku na inną osobę, który zagraża jej życiu bądź sprowadza niebezpieczeństwo przynajmniej średnich obrażeń ciała.
Omawiane zdarzenie przebiegło, jak rozumiem, w następujący sposób: został zadany w sumie tylko jeden, śmiertelny cios przez jednego z uczestników zajścia. Te niuanse mają znaczenie, ponieważ w art. 158 § 1 k.k. mamy do czynienia ze specyficznym przestępstwem, polegającym w pewnym sensie na zbiorowej odpowiedzialności za skutki pobicia. Przepis posługuje się wyrażeniem „bierze udział w pobiciu”, które w praktyce jest interpretowane bardzo szeroko. Bierze udział w zdarzeniu nie tylko ten, kto zadaje ciosy, nie tylko współsprawca, podżegacz czy pomocnik, ale każda osoba obecna na miejscu pobicia, która w jakikolwiek sposób, słowem, gestem czy samą tylko liczebną przewagą uczestniczy w zdarzeniu polegającym na zaatakowaniu innej osoby.
Przyglądając się całemu zdarzeniu nie mam wątpliwości, że brali w nim udział wszyscy trzej mężczyźni. Problematyczna jest jednak odpowiedź na pytanie, w którym dokładnie momencie zdarzenie to stało się pobiciem w rozumieniu art. 158 § 1 k.k., to znaczy kiedy zaczęło się pobicie? Ustawa wymaga, by pobicie opisane w art. 158 § 1 k.k. wiązało się z narażeniem człowieka przynajmniej na średni uszczerbek na zdrowiu. A zatem pobicie rozpoczyna się dopiero w momencie, w którym zaatakowana osoba zostanie narażona na średni uszczerbek na zdrowiu; dopiero od tego momentu można mówić o braniu udziału w pobiciu ze strony innych osób. Przykładowo, niegroźna przepychanka nie jest jeszcze pobiciem w rozumieniu omawianego przepisu.
Przekładając te ustalenia na omawiany stan faktyczny wydaje się, że ani kierowca, ani 27-latek nie miał nawet szansy wziąć udziału w pobiciu rowerzysty. Bicie rozpoczęło się bowiem i zakończyło momentalnie: to był tylko jeden, indywidualny, silny cios pochodzący od jednej osoby i całe pobicie zaczęło się i skończyło na tym jednym ciosie. Przy tak ustalonym stanie faktycznym zachowanie drugiego pasażera nie było jeszcze braniem udziału w pobiciu, lecz stanowiło usiłowanie wzięcia udziału w pobiciu rowerzysty, tak jak zostało to wstępnie zakwalifikowane przez prokuraturę.
Musimy jednak poznać więcej szczegółów zdarzenia. Gdyby bowiem obaj napastnicy zaczęli szarpać się z rowerzystą, zadawać mu ciosy i dopiero w ramach tego zdarzenia jeden z nich popchnął go na przejeżdżający autobus, mielibyśmy do czynienia z już rozpoczętym pobiciem w rozumieniu art. 158 § 1 k.k., a wobec tego 27-latek powinien odpowiedzieć nie za usiłowane, ale za dokonane branie udziału w pobiciu, którego następstwem była śmierć człowieka. Kwalifikacją prawną byłby wówczas art. 158 § 3 k.k., groziłaby mu kara pozbawienia wolności w granicach od roku do 10 lat.
Ten aspekt zdarzenia wymaga sprecyzowania, gdyż kierowca autobusu wypowiedział się tak: „Minąłem się z tym rowerzystą, ja jechałem z górki, on pod górkę. Kiedy był na wysokości chłopaków z renault, to oni do niego doskoczyli. Uderzyli go albo pchnęli… tego nie wiem”. Zaś Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi stwierdził: „Gdy 31-latek znajdował się na ich wysokości, siedzący z tyłu pasażer auta wybiegł z samochodu i z dużą siłą uderzył go w głowę. W ataku brał też udział drugi pasażer” (cytuję za materiałem prasowym).
Jeżeli pasażer usiłował wziąć udział w pobiciu, to czy przypadkiem 19-letni kierowca samochodu, z którym wszyscy jechali i który zatrzymał się w określonym miejscu na drodze, by zaczekać na rowerzystę, nie powinien odpowiedzieć (przynajmniej) za pomocnictwo do wzięcia przez inną osobę udziału w pobiciu?
4 komentarze
Interesującą kwestią jest to co zamierzali zrobić trzej mężczyźni z samochodu, tj. co było objęte ich porozumieniem. Ta kwestia może zmienić kwalifikację prawną czynu, przynajmniej jeżeli chodzi o kierowcę. Być może się mylę, ale jeżeli uprzednio porozumieli się co do tego, że zabiją rowerzystę to moim zdaniem kierowca może odpowiadać nawet za współsprawstwo. Jego zachowanie (wyprzedzenie rowerzysty) było bez wątpliwości niezbędne do popełnienia czynu zabronionego.
Tak, to prawda – porozumienie ma w tym kontekście znaczenie (w myśl koncepcji materialno-obiektywnej współsprawstwa), ale trzeba poczekać na ustalenia sądu. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by zaplanowali wepchnięcie rowerzysty pod autobus; rowerzysta jechał w swoją stronę, autobus nadjeżdżał z naprzeciwka, nie wiem czy byli w stanie przewidzieć z góry że akurat w danym miejscu zbiegną się ich tory ruchu. To był chyba splot okoliczności i decyzja podjęta "na gorąco".
Sprawca popchnięcia rowerzysty pod jadący autobus odpowie za zabójstwo dopiero wtedy, gdy zostanie ustalone, iż obejmował on swoją świadomością fakt, iż ten autobus jedzie i popchnięcie rowerzysty może skutkować jego śmiercią i fakt ten był dla sprawcy obojętny. Można argumentować, że sprawca po prostu popchnął rowerzystę i w ogóle nie zdając sobie sprawy, iż jedzie autobus. Chyba dużym uproszczeniem byłoby przyjmowanie, że wypchnięcie drugiego człowieka na jezdnię, na której odbywa się ruch drogowy, zawsze oznacza godzenie się na śmierć człowieka (a więc przyjmowanie, że zawsze człowiek te może zginąć pod kołami jadącego pojazdu).
Trzeba to ustalić, to oczywiste. Może się bronić, że nie widział tego autobusu ani żadnego innego pojazdu.