Mały Jasio bawił się spokojnie w kuchni; jego opiekunka piekła placek. Nagle kobieta zorientowała się, że Jasio wstał, szybkim krokiem podszedł do stołu, chwycił obrus i zaczął ciągnąć. Na obrusie stał garnek z wrzącą wodą. „Uważaj! Nie wolno!” – krzyknęła przerażona kobieta, ale zanim zdążyła podbiec do stołu, zawartość garnka wylała się na Jasia i poparzyła go.
Wypadek ten bez większych wątpliwości ocenilibyśmy w aktualnym stanie prawnym jako nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu człowieka.
W styczniowym numerze „Państwa i Prawa” ukazał się artykuł Profesora Jerzego Lachowskiego z cyklu „Dyskusja nad reformą prawa karnego” (s. 84-96). Prof. Lachowski jest autorem rozdziału w Systemie prawa karnego (tom III, Warszawa 2013, s. 523-610), poświęconego stronie podmiotowej czynu zabronionego, należy więc z uwagą przyjrzeć się argumentom przedstawionym na łamach „Państwa i Prawa” przez tego autora. Przedmiotem dyskusji są zmiany art. 9 Kodeksu karnego, zaproponowane przez Komisję Kodyfikacyjną (zob. komentowany przez Prof. Lachowskiego projekt z 4 kwietnia 2013 r., zastąpiony przez projekt z 5 listopada 2013 r.).
Zwieńczeniem krytycznych uwag Profesora jest propozycja pozostawienia bez zmian art. 9 § 1 i 3 k.k. oraz sugestia zmiany art. 9 § 2 k.k. Zmiany miałyby pójść w kierunku odmiennym od tego zaproponowanego przez Komisję Kodyfikacyjną co w rezultacie dałoby następujący efekt:
§ 1. Czyn zabroniony popełniony jest umyślnie, jeżeli sprawca ma zamiar jego popełnienia, to jest chce go popełnić albo przewidując możliwość jego popełnienia, na to się godzi.
§ 2 w wersji Prof. Lachowskiego (jw. s. 96): „Czyn zabroniony popełniony jest nieumyślnie, jeżeli sprawca przewiduje możliwość jego popełnienia, lecz przypuszcza, że tego uniknie albo nie przewiduje takiej możliwości, mimo że mógł ją przewidzieć”.
Zastanówmy się nad odpowiedzialnością karną opiekunki Jasia w świetle zaprezentowanej propozycji. Nie ma sporu, że poparzenie się dziecka jest wynikiem zaniechania ze strony opiekunki. Przejdźmy do zbadania znamion strony podmiotowej jej czynu:
1) Kobieta niewątpliwie nie chciała, aby Jasio się poparzył. Nie ma więc podstaw do przyjęcia, że kobieta miała zamiar bezpośredni.
2) Opiekunka miała świadomość, że dziecku grozi niebezpieczeństwo. Nie było jej jednak obojętne, co się stanie. Gdy tylko Jasio zaczął ciągnąć obrus, kobieta próbowała zapobiec skutkowi: ruszyła w stronę dziecka, wołała „Uważaj! Nie wolno!”. Nie godziła się zatem na nastąpienie skutku, co wyklucza jej odpowiedzialność za jego spowodowanie z zamiarem wynikowym.
3) Ustaliliśmy, że kobieta przewidywała możliwość popełnienia czynu zabronionego. Obrazą prawa materialnego byłoby więc uznanie, że działała z nieświadomą nieumyślnością („nie przewiduje takiej możliwości, mimo że mogła ją przewidzieć” – w omawianym wypadku jak najbardziej przewiduje).
4) Na polu bitwy zostaje zatem jedynie nieumyślność świadoma. Hola, hola, nie tak prędko. Zaproponowaliśmy następującą charakterystykę tej postaci strony podmiotowej: „sprawca przewiduje możliwość jego popełnienia, lecz przypuszcza, że tego uniknie”. Jak w tym świetle prezentują się fakty? Nie budzi chyba niczyich wątpliwości, że nasza przerażona opiekunka nie tylko zdawała sobie sprawę z tego, że Jaś może się poparzyć, ale i przypuszczała, że tego nie uniknie. Właśnie dlatego starała się powstrzymać Jasia, to dlatego krzyczała: „Uważaj! Nie wolno!”. To zaś oznacza, że analizowany czyn nie realizuje znamion świadomej nieumyślności („przypuszcza, że tego uniknie”). Wynikałoby z tego, że kobieta nie popełniła żadnego przestępstwa.
Bohaterka dzisiejszego kazusu niewątpliwie przypuszczała, że istnieje duże ryzyko poparzenia się Jasia. Z pewnością nie przypuszczała, że prawo karne może potraktować jej uczynek nie tylko jako czyn nie-umyślny, ale także jako czyn nawet nie nieumyślny.
Niech mi będzie wolno zauważyć, że omawiana propozycja wydaje się niespójna z pozostawionym bez zmian art. 9 § 1 k.k. Gdy sprawca przewiduje możliwość popełnienia czynu zabronionego, ale tego nie chce ani się na to nie godzi, to czyn taki, na mocy art. 9 § 1 k.k., nie jest popełniony umyślnie. Oczekiwalibyśmy wówczas od racjonalnego ustawodawcy, by czyn taki został określony jako nieumyślny. Prof. Lachowski wprowadza jednak dodatkowy warunek popełnienia czynu nieumyślnie: enigmatyczne przypuszczenie sprawcy, że czynu zabronionego uniknie. Rezultatem takiego postawienia sprawy jest (nie wiem, czy zamierzona) luka w kodeksowym ujęciu strony podmiotowej czynu zabronionego, której ilustracją jest omówiony właśnie przykład.
Niekoherencja normatywna art. 9 k.k. okazuje się jeszcze głębsza, jeśli tylko weźmiemy pod uwagę następujące fakty: gdy sprawca rzeczywiście przypuszcza, że uniknie popełnienia czynu zabronionego, to nic nie skłania go do podjęcia jakichkolwiek środków zaradczych, mających zmniejszyć ryzyko popełnienia tego czynu (jest to zrozumiałe: po co zapobiegać czemuś, czego według naszego mniemania i tak unikniemy?). Wówczas jednak mamy do czynienia z typowym przykładem obojętności sprawcy wobec popełnienia czynu zabronionego, co jest znamieniem zamiaru wynikowego. Realizacja przesłanek nieumyślności aktualizuje zatem odpowiedzialność za czyn umyślny?
Brak akceptacji dla tego rodzaju rozwiązania wynika również z mojego silnego przywiązania do argumentów natury czysto ontologicznej. W mojej skromnej ocenie mamy tu do czynienia z zafałszowaniem rzeczywistości. Brak zamiaru popełnienia czynu zabronionego, a więc brak umyślności, jest bowiem, siłą rzeczy, nieumyślnością.
Można co prawda twierdzić, że w omawianym wypadku nieumyślność jest nadal zaprzeczeniem umyślności, a podniesione zarzuty nie są zasadne. Przypuszczenie, że czynu zabronionego się nie uniknie, należałoby wówczas utożsamić z godzeniem się na jego popełnienie. Oznaczałoby to, że w omawianym stanie faktycznym opiekunka godziła się na poparzenie dziecka, mimo że próbowała do tego nie dopuścić i zrobiła wszystko, aby Jasiu przestał ciągnąć obrus. Reakcja opiekunki Jasia niewiele ma jednak wspólnego z „godzeniem się” na wyrządzenie krzywdy dziecku.
Zauważmy ponadto, że gdyby opiekunka niczego nie zrobiła, łatwiej dałoby się wykazać, że przewidywała, iż czynu uniknie, albo w ogóle nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia (nieumyślność). Ponieważ jednak kobieta przypuszczała, jaki będzie dalszy obrót spraw, i swoją pozytywną reakcją na istniejące zagrożenie wyraźnie to potwierdziła, skazujemy ją za czyn umyślny. Nie potrafię racjonalnie uzasadnić, że jest to rozwiązanie poprawne i sprawiedliwe.
9 komentarzy
Ciekawe spostrzeżenia, ale mam jedną wątpliwość: piszesz, Mikołaju, że opiekunka działa ze świadomą nieumyślnością (przewiduje możliwość popełnienia czynu). Tymczasem, skoro mamy do czynienia z czynem popełnionym przez zaniechanie, to czasem popełnienia czynu (a więc i momentem, na który ustalamy postać strony podmiotowej) jest ostatni moment, w którym sprawca miał możliwość wykonania ciążącego na nim obowiązku. Z podanego przez Ciebie przykładu wynika, że w chwili, kiedy opiekunka spostrzegła dziecko przy stole, nie miała już możliwości zapobiegnięcia ściągnięciu obrusa. Skoro tak, to czyn popełniony został chwilę wcześniej – zapewne tuż przed zorientowaniem się, że dziecku grozi niebezpieczeństwo. Natomiast w takim stanie rzeczy mamy do czynienia z nieświadomą, a nie świadomą nieumyślnością 🙂
Wszystko pięknie, ale wcześniej w ogóle nie było zaniechania. Dziecko się spokojnie bawiło. Zaniechanie i aktualizacja obowiązku pojawiła się w momencie, gdy dziecko zaczęło ciągnąć obrus. Wówczas kobieta już miała świadomość, co może się stać.
Z zaniechaniem zawsze są dziwne problemy, weźmy więc kultowy przykład z działaniem. Pościg policyjny, kierowca ucieka szybko jadącym samochodem, wjeżdża na zatłoczoną miejską starówkę. Widzi ludzi, ale nie hamuje, za to używa klaksonu i jedzie slalomem, niestety ludzie nie zdążyli odskoczyć i zostali potrąceni.
Kierowca przewiduje możliwość, że ktoś zostanie potrącony i przypuszczając, że tego nie uniknie, trąbi. Później już nic nie może zrobić, bo ludzie nie zdążyli uciec, czyli istotny jest moment wjechania na rynek i podjęcia decyzji, żeby trąbić i jechać slalomem – wówczas po stronie kierowcy jest przewidywanie skutków i próba zabiegnięcia tym skutkom, podyktowana przypuszczeniem, że są one wysoce prawdopodobne i się ich nie uniknie.
Mamy teraz dwie możliwości interpretacyjne:
1) W myśl pierwszej interpretacji powstaje wspomniana przeze mnie luka, bo kierowca przewiduje, że czynu nie uniknie, a więc nie ma świadomej nieumyślności, a jednocześnie nie jest mu obojętne to, co się stanie, on przecież chce jechać dalej, chce uciekać, a więc nie godzi się na skutki. Jak z tego wybrnąć? Tylko za pomocą jakiejś ekwilibrystyki argumentacyjnej.
2) W myśl drugiej interpretacji przyjmujemy, że przewidywanie, że czynu się nie uniknie jest równoznaczne z godzeniem się na jego popełnienie (czyli nieumyślność jest zanegowaną umyślnością). W takim wypadku należałoby przyjąć, że kierowca dopuścił się umyślnego zabójstwa, ponieważ w chwili czynu sprawca miał świadomość konsekwencji i przypuszczał, że ich nie uniknie. Zachowanie manifestujące brak obojętności nie ma zaś znaczenia. Taka interpretacja niezbyt mi współgra ze znaczeniem słowa "godzi się", formuła zamiaru wynikowego staje się wówczas zupełnie nieintuicyjna.
Istnieje oczywiście możliwość, że przedstawione przeze mnie rozumowania (o charakterze hipotez, które są po to, by z nimi dyskutować) okażą się całkowicie błędnie, ale w chwili obecnej szczerze przypuszczam, że uda mi się tego uniknąć; w każdym razie nie jest mi to obojętne.
Moim zdaniem przykład jest interpretowany w celu udowodnienia z góry założonej tezy – moim zdaniem fałszywej. Po pierwsze w tym wypadku błąd opiekunki jest już na etapie stawiania gorącej wody na stole z obrusem, który może ściągnąć dziecko względnie na dopuszczeniu dziecka w okolice. W tym momencie realizuje się po jej stronie obowiązek zapewnienia opieki. Zapewne w tym momencie opiekunka nie uświadamia sobie jednak niebezpieczeństwa, więc jest typowa nieumyślność. Późniejsze ściągnięcie obrusu to już tylko konsekwencja tamtego błędu, a na tym etapie nie ma już żadnego znaczenia, czy opiekunka ma świadomość, że dziecko się poparzy czy nie.
Równie nietrafny jest przykład z kierowcą. Kierowca zakłada, że uniknie potrącenia ludzi właśnie poprzez trąbienie i jechanie zygzakiem. Jeśli mu się to jednak nie uda, mamy nieumyślność – przewidywał niebezpieczeństwo, ale zakładał, że dzięki swoim umiejętnościom (zygzaki) i instynktowi samozachowawczemu ludzi (trąbienie), sądził że skutku nie będzie.
W porządku, zgadzam się co do zaniechania opiekunki. Jestem też w stanie zgodzić się, że w wypadku kierowcy akcent należy położyć na tym fragmencie zachowania, w którym kierowca już trąbił – wówczas rzeczywiście przewidywał, że uniknie potrącenia.
Niemniej nadal mam problem z taką definicją nieumyślności, z wprowadzeniem dodatkowego elementu w postaci "przypuszczenia, że czynu uniknie". Mianowicie co będzie w sytuacji, w której sprawca przewidywał wysokie prawdopodobieństwo nastąpienia skutku i nawet chciał, aby ten skutek nastąpił, w każdym razie nie zrobił niczego, aby skutkowi zapobiec, ale sprawca oświadczy nam, że przypuszczał, że skutku uniknie. Np. pobił kogoś i zostawił go wykrwawiającego się na ulicy, wydawało mu się, że ciosy nie są aż tak mocne, a ranny sobie jakoś poradzi. Aktualnie nie mamy z tym problemu – skoro nie zrobiłeś niczego, aby zapobiec skutkowi, to przyjmujemy że przynajmniej się na niego godziłeś; byłeś bowiem obojętny wobec istniejącego niebezpieczeństwa, nie chciałeś zapobiec skutkowi. Łatwo to zweryfikować i nie musimy się uciekać to figury "braku wiary dla wyjaśnień oskarżonego". Jeśli jednak mówimy o "przypuszczeniu, że czynu się uniknie", to jak obalić to wyjaśnienie oskarżonego, że przypuszczał, że czynu uniknie. Skoro przypuszczał, że uniknie popełnienia czynu zabronionego, to nie miał również żadnego powodu, aby starać się zmniejszyć ryzyko dla dobra prawnego – i faktycznie ryzyka nie minimalizował, wręcz przeciwnie, bił z całej siły. To bardzo racjonalne i spójne wyjaśnienia…
Nie mogę się zgodzić. W obecnym stanie również w przypadku oświadczenia przez sprawcę, że zakładał, iż skutek nie nastąpi, konieczne jest wykazanie mu, że w istocie godził się na jego wystąpienie, a jego oświadczenie też może prowadzić do uwolnienia od odpowiedzialności za przestępstwo umyślne. Jak w każdym przypadku zamiaru ewentualnego nie jest to łatwe i często musi być wywiedzione z okoliczności towarzyszących zachowaniu sprawcy.
Nie widzę żadnych podstaw normatywnych do przyjęcia, że skoro nie zrobiłem nic, żeby zapobiec skutkowi, to znaczy, że godziłem się na to że skutek wystąpi. We wskazanym przykładzie z pobiciem, jeśli ktoś kogoś pobił i zakłada, że sobie poradzi, nie musi on wykazywać, że podjął jakieś szczególne działania w celu zapobieżenia skutkowi. Przestępstwo nieumyślne nie wymaga bowiem, by przewidywać skutek i podjąć działania, żeby skutek nie wystąpił – wystarczy liczyć na to, że skutek nie nastąpi. W każdym wypadku więc trzeba badać wiarygodność oświadczeń sprawcy co do jego stanu psychicznego. Jeżeli ktoś bije wielokrotnie z całej siły, istnieją wszelkie podstawy do uznania za niewiarygodne twierdzeń sprawcy, że liczył, że nic ofierze nie będzie.
Błąd w rozumowaniu nakazującemu, by sprawca podejmował działania w celu uniknięcia skutku, aby przestępstwo było nieumyślne, można wykazać na przykładzie spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym po pijanemu. Czy wsiadając do samochodu po pijanemu, sprawca ma świadomość, że może spowodować wypadek – z reguły ma, Czy zakłada, że tego wypadku uniknie – oczywiście, że tak, inaczej by do samochodu nie wsiadał. Czy aby przyjąć, że miało miejsce przestępstwo nieumyślne spowodowania wypadku zamiast zabójstwa w zamiarze ewentualnym konieczne jest wykazywanie przez kierowcę, że podjął jakieś szczególne działania, żeby skutek nie nastąpił? Moim zdanie nie. Brak takich szczególnych działań nie oznacza, że ktoś się godzi na skutek. Nie w działaniach bowiem tkwi czynnik odróżniający umyślność od nieumyślności, ale wyłącznie w przeżyciach psychicznych sprawcy. Działania mogą być tych przeżyć odzwierciedleniem, ale nie muszą, a nic nie zwalnia prokuratora i sądu z obowiązku wykazania, że ktoś rzeczywiście godził się z danym skutkiem, a nie tylko nie podejmował działań, żeby ten skutek nie nastąpił.
Uważam, że owo przypuszczenie, decydujące o zamiarze wynikowym (przypuszczenie, że skutku się nie uniknie) będzie in concreto najczęściej niedowiedlne, no chyba że wprowadzimy kolejną obiektywizację i powiemy: skoro jesteś zdrowy psychicznie, to zapewne przypuszczałeś, że skutku nie unikniesz. Lepiej powiedzieć wprost, że godzenie się to obojętność, a najbardziej dobitnym przejawem tej obojętności jest brak jakichkolwiek działań zmniejszających ryzyko nastąpienia skutku.
W przykładzie pijanego kierowcy oczywiście nie jest mu obojętne, czy dojedzie na miejsce, ale to się przejawia w sposobie prowadzenia pojazdu. Jeśli taki kierowca naciśnie pedał gazu i nie przełoży stopy na hamulec jadąc przez pół miasta, na czerwonych światłach, wbrew oczywistym zasadom ruchu drogowego, i kogoś potrąci, to mam wątpliwości, czy wystarczy oświadczenie: "przypuszczałem, że tego uniknę, bo przecież inaczej bym nie jechał"…
Sam zamiar zrobienia czegoś złego, dopóki nie ujawni się w zachowaniu, nie interesuje nas w prawie karnym. I twierdzę, że tak samo nie powinien nas interesować zamiar, aby skutek nie nastąpił, czy przypuszczenie, że się go uniknie, jeśli nie idzie za tym jakiś czyn. Być może właśnie stąd formuła zamiaru wynikowego i uznanie, że obojętność wyrażona w czynie jest równie naganna, co chęć.
,,Na polu bitwy zostaje zatem jedynie nieumyślność świadoma''?
Na pewno nie. Kiedy niby tak kobieta zrealizowała znamię czynnościowe? Na pewno nie wtedy kiedy już zorientowała się że Jaś ciągnie obrus – a zaskakująco na ten moment badany jest jej stosunek psychiczny do czynu – to czy miała wtedy szanse uniknąć skutku, czy nie jest już bez znaczenia. Jej czyn polegał na postawieniu gorącej wody w pomieszczeniu w którym swobodnie poruszało się małe dziecko którym się opiekowała i była to raczej nieświadoma nieumyślność. A nawet gdyby była to świadoma nieumyślność to polegałaby właśnie na liczeniu że może dziecko jednak nie dotknie się do stołu/obrusa/dzbana (i było to realne). Przy obu ewentualnościach już w tamtej chwili zrealizowane były znamiona czynu z 160 par 3 kk, a tu w ogole przechodzi sie nad tym do porzadku. Trzecia ewentualność ale bardzo mało realna – byłaby taka gdyby wiedziała w tamtym momencie że poparzenie będzie nieuchronne- i oznaczała by ona, że czyn został popełniony umyślnie i to w zamiarze bezpośrednim, bo trudno sobie wyobrazić inny cel pierwszoplanowy.
A co gdyby kobieta zorientowała się dopiero po nastąpieniu skutku ? Wówczas przypisano by jej nieświadomą nieumyślność i byłaby łagodniej potraktowana niż w kazusie dzieki temu że nie udało jej się wcześniej zorientować co do wywołanego niebezpieczeństwa niż w kazusie (miało by to działać na korzyść?) ? czy może w ogóle nie popełniła by czynu zabronionego ?
Zupełnie nie rozumiem jak można chwili czynu upatrywać dopiero w momencie zorientowania się o niebezpieczeństwie, ktore samemu się wcześniej wywołało ? To kompletnie nielogiczne. To jak się ktoś zachował w momencie uświadomienia wywołania przez siebie niebezpieczeństwa może dostarczyć informacji o stronie podmiotowej, ale to nie znaczy że dopiero wtedy miało miejsce zachowanie . Przecież takie uśmiadomienie może nastąpić wcześniej , później (gdy za późno na zapobiegnięcie skutkowi) , dopiero po ziszczeniu się skutku lub nigdy.
Abstrahując zresztą od wszystkich powyższych uwag- to gdyby czyn (zaniechanie) miał by miejsce dopiero gdy dziecko zostalo zauważone gdy ciągnie obrus, to nie byłby to w ogóle ,,czyn'' – gdyby dopiero wówczas aktualizował się obowiązek zapobiegnięcia skutkowi to byłoby to już niemożliwe, a czyn przecież musi być zachowaniem fizycznie możliwym do zrealizowania zależnie od woli
czyn ( nieumyślny ) został popełniony w chwili postawienia gorącego garnka w pokoju z dzieckiem. Należało tak zabezpieczyć ten garnek, aby dziecko nie miało do niego dostępu, np. zdjąć obrus lub cały czas przebywać w jego pobliżu, aby dziecko nie miało do niego dostępu. Przestępstwo nieumyślnego uszkodzenia ciała dziecka polegało zatem na postawieniu garnka w pobliżu dziecka i nieprawidłowym wykonywaniu opieki nad dzieckiem, które bez należytego dozoru, pociągając za obrus doprowadziło do wylania na siebie gorącej wody i w ten sposób spowodowaniu nieumyślnego uszkodzenia ciała dziecka.
Rozważania autora należałoby nieco cofnąć czasowo i wówczas wszystko logicznie da się wytłumaczyć.
Pozdrawiam. Praktyk.