Grzywnę nałożoną przez policjanta trzeba będzie zapłacić przed wyrokiem sądu. To naruszenie prawa do sądu, prawa do obrony, zasady domniemania niewinności i trójpodziału władzy.
Po wejściu w życie proponowanych zmian policjant stanie się “Panem Władzą” de facto sądowniczą, ponieważ będzie rozstrzygał o nałożeniu kary, którą trzeba będzie zapłacić, zanim odwołamy się do sądu.
Zgłoszony w Sejmie 8.01.2021 projekt nowelizacji Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia narusza podstawowe zasady odpowiedzialności karnej. Poniżej zestawienie wszystkich naruszeń prawa, do jakich doprowadza ta inicjatywa legislacyjna.
Kara bez winy
Chodzi o drobną zmianę w Kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenia, zakładającą usunięcie art. 97 § 2, który mówi: “Sprawca wykroczenia może odmówić przyjęcia mandatu karnego”.
Całość obudowana jest oczywiście dodatkowymi przepisami proceduralnymi, ale istota rzeczy tkwi w tym właśnie momencie: policjant stwierdza, że popełniliśmy wykroczenie. Nakłada mandat i będziemy musieli zapłacić grzywnę; dotychczas mieliśmy prawo odmowy przyjęcia mandatu i sprawa trafiała do sądu.
Zniesienie możliwości odmowy przyjęcia mandatu to złamanie podstawowej zasady prawa karnego: nie ma kary bez winy. A policjant nie może przesądzać prawomocnie o winie osoby, na którą chce nałożyć mandat. Dalej obowiązuje domniemanie niewinności.
Sytuacja jest więc klarowna pod względem podstawowych zasad prawa. Mówi o tym nawet stara paremia: Nulla poena sine culpa, czyli “Nie ma kary bez winy”. A więc nie ma dolegliwości karnej bez ustalonej winy; ustalonej przez organ do tego kompetentny w danym ustroju państwowym.
Jednak według projektu dostaniemy mandat i będziemy musieli go zapłacić w określonym terminie, a dopiero potem sąd rozstrzygnie o naszej odpowiedzialności karnej, i to jedynie wtedy, gdy się odwołamy.
To postawienie sprawy na głowie. Mamy do czynienia z karą – realną dolegliwością – bez przesądzenia winy.
Osąd bez sądu
Propozycja jest oczywiście niekonstytucyjna, ponieważ przewiduje nałożenie kary i konieczność uiszczenia przez obywatela grzywny mimo braku stwierdzenia winy prawomocnym orzeczeniem sądu. Tym samym godzi w prawo obywatela do rozpatrzenia jego sprawy karnej przez niezawisły sąd.
Artykuł 42 ust. 3 Konstytucji mówi jednoznacznie: “Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”. Wymiar sprawiedliwości sprawują w Polsce sądy (art. 175 Konstytucji), co oznacza, że o odpowiedzialności karnej, w tym odpowiedzialności za wykroczenie, ma rozstrzygnąć sąd (art. 42 ust. 1 Konstytucji).
Jeśli nie zgadzam się z decyzją policjanta i chcę, by moje argumenty rozstrzygnął niezależny organ, nie można pozbawić mnie tego prawa i zmusić do “odebrania” mandatu lub też przyjmować fikcję, że mandat jest odebrany, co rodzi skutki prawne. To przesądzenie o odpowiedzialności karnej, której konsekwencją jest namacalna, dolegliwa kara, bez udziału uprawnionego organu – sądu.
Kara za wykroczenie może być konsekwencją rozsądzenia spornej sprawy przez sąd, po przypisaniu sprawcy winy. Z pewnością nie może być tak, że najpierw ponoszę karę, a potem ewentualnie mogę się bronić, jeśli się z nią nie zgadzam, by anulować już nałożoną odpowiedzialność karną.
Sami projektodawcy przyznają, że propozycja narusza prawo obywatela do sądu w kontekście zasady winy. Zgodnie z proponowanym art. 99a § 2:
Odwołujący się powinien wskazać zaskarżony mandat karny oraz czy zaskarża mandat co do winy, czy co do kary.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Założenie przytoczonego przepisu jest jednoznaczne: żeby dało się zaskarżyć mandat co do winy albo co do kary, musi być przecież już wcześniej przesądzona wina i musi być też nałożona kara, którą mogę kwestionować. A o tym, że będzie wina i kara ma przesądzić policjant.
Trudno o bardziej ewidentny, wpisany wprost do projektu dowód naruszenia podstawowych zasad odpowiedzialności karnej.
Kara na rozkaz
Projekt nadaje niekonstytucyjne uprawnienie do sprawowania de facto wymiaru sprawiedliwości podmiotom, które są pozbawione przymiotu niezależności i niezawisłości. A nawet zupełnie odwrotnie: jest to oddanie władzy nakładania kar podmiotom zobowiązanym do podległości służbowej i wykonywania rozkazów.
Warto podkreślić, że mówimy tu o sensu stricto odpowiedzialności karnej, bo na tym polega odpowiedzialność za wykroczenie wymagająca przypisania winy.
Interwencja policyjna w stosunku do obywatela rozpoczyna proces “odpowiedzialności karnej”, o którym mowa w art. 42 ust. 1 Konstytucji. “Odpowiedzialność” to domaganie się “odpowiedzi”, czyli jakiejś reakcji, do której jesteśmy zmuszani. Jest to więc cały proces: ciąg różnych czynności zmierzających do ustalenia podstaw do ponoszenia odpowiedzialności, począwszy od policyjnego zatrzymania, skończywszy na ostatecznym przypisaniu winy w postępowaniu przed sądem.
Od pierwszego momentu, gdy tylko państwo w osobie policjanta zaczyna się nami interesować, informując nas na przykład o tym, że popełniliśmy wykroczenie, aktualizują się wszystkie zasady ponoszenia przez obywatela odpowiedzialności karnej w warunkach państwa prawa.
Policja zajmuje w tym procesie określone miejsce: ma ewentualnie dostarczyć sądowi dowodów sprawstwa czynu łamiącego prawo. To nie policjant ma wymierzać sprawiedliwość, bo jest to zadanie sądu.
Nie stoi temu na przeszkodzie zasada, że mogę zgodzić się na przyjęcie mandatu, gdy wiem, że popełniłem wykroczenie. Ta forma konsensualnego załatwienie sprawy działa na korzyść obywatela: skraca postępowanie, jest wyrazem poszanowania woli obywatela, jego godności i chęci samoukarania się w obliczu popełnionego wykroczenia.
Jednak właśnie tego prawa do podjęcia decyzji, czy przyjąć, czy nie przyjmować mandatu, chcą nad pozbawić politycy popierający projekt.
Policjant = sędzia?
To alternatywa rozłączna: albo policjant, albo sędzia rozstrzygający o odpowiedzialności karnej. Scalenie tych dwóch funkcji w osobie policjanta to niekonstytucyjne nieporozumienie.
Projektodawca dowodzi jednak, że proponowane przepisy opierają się na tego typu niekonstytucyjnym założeniu. Zwróćmy uwagę na następujący przepis, który miałby regulować tryb postępowania przed sądem po wniesieniu odwołania:
W kwestiach nieuregulowanych do odwołania od mandatu karnego oraz postępowania w przedmiocie rozpoznania odwołania stosuje się odpowiednio przepisy dotyczące apelacji oraz postępowania apelacyjnego.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Co to w istocie rzeczy znaczy, że stosujemy tu przepisy o apelacji, a więc klasyczne przepisy mówiące o sądzie drugiej instancji, który bada rozstrzygnięcie jakiejś niższej instancji?
Tą pierwszą instancją staje się de facto policja; i jest w tym bezsensie pewien sens, skoro już doszło do wymierzenia kary, kara jest wykonalna, a działanie sądu zależy od mojego odwołania jako osoby już ukaranej – sam muszę zaskarżyć mandat w wysoce sformalizowanej procedurze.
Planuje się więc uczynić z formacji, która ma ścigać wykroczenia, de facto pierwszą instancję od wymierzania kary za popełnienie wykroczenia. Przekształca się oskarżyciela w organ wymierzający karę. To naruszenie szeregu zasad odpowiedzialności karnej:
- prawa do sądu, czyli rozpatrzenia spornej sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd PRZED wymierzeniem kary;
- prawa do przesądzenia o odpowiedzialności karnej przez organ do tego uprawniony, a więc sąd;
- prawa do obrony, a więc przedstawienia wszystkich swoich racji przed bezstronnym organem władzy sądowniczej;
- domniemania niewinności – uznawania obywatela za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym orzeczeniem sądu;
- wreszcie zasady, że nie może być represji karnej (np. konieczności zapłacenia grzywny) przed zbadaniem sprawy przez organ władzy sądowniczej.
Czytelnik Dogmatów zwrócił też uwagę, że ten sam mechanizm można zastosować w przypadku przestępstw i prokuratury – służby notabene zdecydowanie bardziej wyspecjalizowanej w stosowaniu prawa niż policja. Potwierdza to absurdalność całego pomysłu:
Może pójść krok dalej i wprowadzić zasadę, że akt oskarżenia zastępuje wyrok I instancji i przysługuje apelacja. Odciążyło by to sądy wreszcie…
Komentarz pod wpisem na Facebooku z 12.01.2021
Świadek nie może sądzić
Podstawowa zasada procesu wymierzania sprawiedliwości mówi również, że osoba, która jest świadkiem czynu, nie może być sędzią rozstrzygającą o odpowiedzialności za ten czyn.
Ktoś uwikłany jakoś w zdarzenie – chociażby jako świadek – nie może o nim sądzić w majestacie prawa. Dlatego sędzia, który był świadkiem czynu, jest z mocy prawa wyłączony ze sprawy (iudex inhabilis). To klasyczny i zupełnie niekontrowersyjny standard procedury karnej. Ma zapobiegać między innymi osobistemu stosunkowi do sprawy, stronniczemu punktowi widzenia, emocjom, jakie wywołuje myśl o zdarzeniu.
Organ decydujący o odpowiedzialności karnej ma być “bezstronny” (art. 45 ust. 1 Konstytucji).
Skoro dotyczy to sędziego, to tym bardziej powinno dotyczyć policjanta podejmującego interwencję – nierzadko w sytuacji dynamicznej – w stosunku do obywatela.
Policjant jest więc w tym kontekście z istoty rzeczy stronniczy. I taka jest w sumie jego rola: ma tropić osoby łamiące prawo, zapewniać bezpieczeństwo w granicach prawa, pełnić rolę oskarżyciela. Policjant ma co najwyżej dostarczyć sądowi dowodów winy; jest organem od “ścigania” osób łamiących prawo, a nie od karania obywateli. To jednak oznacza, że nie ma prawa rozstrzygać o odpowiedzialności karnej jako uczestnik/świadek zdarzenia.
Komentowany projekt również z tego względu rażąco łamie uniwersalne zasady odpowiedzialności karnej, opisane w polskiej Konstytucji.
Nieakceptowalne emocje
Żenujące uzasadnienie proponowanej zmiany świadczy o tym, w jaki sposób projektodawca traktuje obywatela w stosunku do funkcjonariuszy państwa. Tak o tym piszą sami projektodawcy:
Odmowa przyjęcia mandatu przez sprawcę niejednokrotnie ma charakter impulsywny i nieprzemyślany, a w konsekwencji powoduje konieczność podjęcia szeregu czynności związanych z wytoczeniem oskarżenia w sprawie o wykroczenie.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Czyli obywatel nie myśli i działa w emocjach, ale za to policjant wie lepiej, dokładnie zna prawo, nie działa w emocjach i na pewno słusznie nałoży na nas mandat karny…
Projektodawca ubolewa też, że wskutek odmowy przyjęcia mandatu policjant będzie miał trochę więcej pracy. Bo będzie musiał udowodnić, że obywatel popełnił wykroczenie.
Należy przypomnieć projektodawcom, że na tym właśnie polega państwo prawa, że to nie obywatel ma wykazać, że jest niewinny, tylko oskarżyciel (policjant, prokurator) ma podjąć właśnie “szereg czynności związanych z wytoczeniem oskarżenia”.
Propozycja przewiduje niekonstytucyjne odwrócenie tej relacji. Zgodnie z projektowanym art. 99a § 2:
Odwołujący się powinien wskazać zaskarżony mandat karny oraz czy zaskarża mandat co do winy, czy co do kary. Odwołanie powinno wskazywać wszystkie znane skarżącemu dowody na poparcie swoich twierdzeń.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Czyli mamy zebrać dowody swojej niewinności. Dodatkowo:
§ 5. Ukarany nie może w postępowaniu sądowym powoływać innych dowodów, niż wskazane w § 2 w zdaniu drugim, chyba że dowód nie był mu znany w chwili wniesienia odwołania.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Czyli obywatel – działający zazwyczaj impulsywnie i bez przemyślenia, jak stygmatyzuje go projektodawca – ma bezbłędnie wskazać wszystkie dowody swojej niewinności, a później przed sądem nie może już powoływać innych dowodów, nawet jeśli wcześniej źle ocenił znaczenie czy przydatność określonych okoliczności, które były mu znane.
Absurd naruszający szereg przepisów Konstytucji, począwszy od prawa do realnej obrony, przez prawo do sądu (którego elementem jest możliwość opowiedzenia bezpośrednio sądowi o wszystkich okolicznościach sprawy – a nie mówimy tu o piśmie profesjonalnego pełnomocnika), skończywszy na szeregu naruszeń zasady domniemania niewinności i wymogu dowodzenia winy przez oskarżyciela.
Fałszywa narracja
Przyjęta przez polityków narracja głosi, że w aktualnym stanie prawnym po przyjęciu mandatu praktycznie nie ma już możliwości odwołania się do sądu. I omawiany projekt na to rzekomo zmienić.
Jest to nieprawda.
Prawo odwołania się do sądu nawet po przyjęciu mandatu gwarantuje obecnie art. 101 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia. Uchylenie mandatu następuje na wniosek, który powinniśmy złożyć w terminie 7 dni.
Art. 101. § 1 k.p.s.w. Prawomocny mandat karny podlega niezwłocznie uchyleniu, jeżeli grzywnę nałożono za czyn niebędący czynem zabronionym jako wykroczenie albo na osobę, która popełniła czyn zabroniony przed ukończeniem 17 lat, albo gdy ustawa stanowi, że sprawca nie popełnia wykroczenia z przyczyn, o których mowa w art 15–17 Kodeksu wykroczeń. Uchylenie następuje na wniosek ukaranego, jego przedstawiciela ustawowego lub opiekuna prawnego złożony nie później niż w terminie 7 dni od uprawomocnienia się mandatu lub na wniosek organu, którego funkcjonariusz nałożył grzywnę, albo z urzędu.
To prawda, że w tym trybie nie da się już uchylić mandatu z jakiegokolwiek powodu, na przykład samego błędu w ustaleniach faktycznych. Musi dojść do kwalifikowanych błędów w stosowaniu prawa, np. gdy grzywnę nałożono za czyn niebędący czynem zabronionym jako wykroczenie.
Co jednak najistotniejsze, w obecnym stanie prawnym możemy w ogóle nie przyjąć mandatu, a więc w ogóle nie dojdziemy do etapu, w którym dopiero po przyjęciu mandatu chcielibyśmy odwoływać się do sądu. Jeżeli w ogóle nie przyjmiemy mandatu, to policja przed sądem będzie musiała wykazać, że jesteśmy winni.
Projekt usuwa możliwość nieprzyjęcia mandatu na rzecz automatycznego nakładania grzywny, którą musimy zapłacić. Dopiero w dalszej kolejności będziemy mieli możliwość uwolnienia się od odpowiedzialności karnej w drodze odwołania. Zlikwidowany jest więc etap pierwszy, to znaczy możliwość podjęcia decyzji o samoukaraniu się.
Istnieje oczywiście zasadnicza różnica między systemem, w którym sam decyduję, czy przyjąć, czy nie przyjmować mandatu, a gdy odmówię przyjęcia mandatu to policja ma udowodnić moją winę przed sądem, a systemem, w którym nie mogę odmówić przyjęcia mandatu, policjant rozstrzyga o mojej odpowiedzialności karnej, dostaję grzywnę, którą muszę zapłacić, a dopiero potem sam mogę odwoływać się do sądu, by zwolnić się z odpowiedzialności karnej.
To niekonstytucyjne odwrócenie ról – najpierw “strzelamy” karą, a potem można dyskutować, czy jesteś winny, czy nie.
Brak możliwości odmowy przyjęcia mandatu to pogorszenie sytuacji obywatela w stosunku do aktualnego stanu prawnego.
Nieszczere zamiary
Gdyby projektodawcom rzeczywiście chodziło o polepszenie sytuacji prawnej osoby, która już przyjęła mandat, to wystarczyłoby znowelizować przytoczony wyżej art. 101 Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia – tak aby można było kwestionować mandat w pełnym zakresie zaskarżenia.
Wówczas mielibyśmy prawo do przyjęcia mandatu (samoukaranie kończące sprawę) lub nieprzyjęcia mandatu (policja musi inicjować postępowanie i dowodzić winy), a w razie przyjęcia mandatu mielibyśmy jeszcze prawo wnieść w określonym terminie odwołanie do sądu, w bardzo szerokim zakresie.
Zamiast jednak polepszyć sytuację obywatela chociażby w ten właśnie sposób, władza polityczna chce odebrać nam prawo do rozpatrzenia sprawy w zgodzie ze standardem konstytucyjnym. Artykuł 101 k.p.s.w. pozostaje zaś nienaruszony.
Zwróćmy również uwagę, że gdyby projektodawcom rzeczywiście zależało na tym, żeby obywatel nie podejmował decyzji o mandacie “w emocjach” na miejscu interwencji, to wystarczyłoby lekko poprawić przepis mówiący o prawie do odmowy przyjęcia mandatu.
Przykładowo: sprawca wykroczenia może odmówić przyjęcia mandatu karnego w terminie 7 dni.
Wówczas już na spokojnie po przemyśleniu sprawy obywatel decydowałby na przykład w ciągu 7 dni, czy przyjąć mandat, czy też go nie przyjmować – w obu wypadkach to nie policjant rozstrzygałby o karze, jak to jest proponowane w omawianym projekcie.
Tymczasem, zgodnie z projektem ma być dokładnie odwrotnie: “w art. 97 uchyla się § 2”, co oznacza całkowite uchylenie przepisu, który obecnie głosi: “Sprawca wykroczenia może odmówić przyjęcia mandatu karnego”. Nie będzie można odmówić przyjęcia mandatu, a nałożoną grzywnę trzeba będzie zapłacić.
- Posłuchaj podcastu, w którym opowiadam o prawnych aspektach projektu mandatowego:
Skomplikowane odwołanie
Zgodnie z proponowanym rozwiązaniem, obywatel będzie musiał zaskarżyć do sądu nałożony mandat. Jedna z zasad odwołania głosi, że trzeba wskazać, czy zaskarża się mandat “co do winy czy co do kary”.
Określenie, że zaskarża się mandat “co do winy” jest sformułowaniem typowo prawniczym. Mowa jest tu o winie w sensie procesowym, to znaczy chodzi o szeroko rozumianą winę, obejmującą zarówno fakt zachowania się w określony sposób (czy w ogóle zrobiłem to, za co mnie ukarano), jak i fakt realizacji znamion wykroczenia (przedmiotowych i podmiotowych), jak też fakt sprawstwa, jak również fakt społecznej szkodliwości zachowania, wreszcie fakt rozumianego ściśle zawinienia (nie ma wykroczenia bez przypisania winy).
W tym kontekście ewidentnym oszukaństwem są zapewnienia polityków broniących projektu, że odwołanie się od mandatu to prosta, niesformalizowana, wręcz banalna procedura, polepszająca prawo obywatela do sądu. Będzie dokładnie odwrotnie.
Po pierwsze, samo zrozumienie tego, co mogę napisać w odwołaniu, wymaga od obywatela wiedzy typowo prawniczej. Co to znaczy zaskarżyć mandat co do winy czy co do kary? Nie jest to oczywiste, szczególnie z uwagi na konwencjonalne rozumienie zarzutu co do winy. Aby zaskarżyć mandat co do kary wypadałoby się też orientować, jakie są widełki grożącej za dany czyn kary (czy dostałem wysoki czy niski mandat). Obywatel nie musi mieć takiej wiedzy, a jednak wymaga się od niego zaskarżania tego w odwołaniu.
Czytelniczki i Czytelnicy Dogmatów zwracali uwagę na dalsze wątpliwości:
- kwestionując mandat wyłącznie co do kary, de facto przyznaję się do winy i nie będę mógł już potem zmienić zdania, nawet jeśli źle zrozumiałem treść przepisów (“Faktycznie, jeśli zwykły obywatel odwoła się od kary, mając na myśli niesłuszne ukaranie, to jest ugotowany…” – skomentował jeden z Czytelników)
- czy można zaskarżyć mandat i co do winy, i co do kary jednocześnie (czy to alternatywa rozłączna)? Co się stanie, jeśli będę kwestionował oba te elementy?
To nie rozumie się samo przez się i wymaga wiedzy typowo prawniczej, a więc utrudnia obywatelom prawo do obrony.
Po drugie, odwołanie się od mandatu będzie sformalizowaną procedurą, na którą mamy zaledwie 7 dni. Trzeba w tym czasie zapoznać się z przepisami, by wiedzieć, co i jak zaskarżyć, sprawdzić, który sąd jest właściwy do rozpoznania sprawy, zgromadzić wszystkie dowody, które musimy opisać w odwołaniu pod rygorem nieuwzględnienia tych, które przeoczymy (prekluzja), trzeba przemyśleć treść i sensownie zredagować pismo itd.
Tak krótki termin na samodzielną obronę obywatela przed aparatem represji, w sytuacji, gdy muszę wnieść odwołanie, by uwolnić się od już nałożonej odpowiedzialności karnej, jest kolejnym przejawem istotnego ograniczania praw i wolności obywatelskich.
Wreszcie, co najistotniejsze – cała procedura rozpoczyna się od nałożenia grzywny, którą trzeba zapłacić. Tymczasem to oskarżyciel powinien inicjować postępowanie, by wyegzekwować czyjąś odpowiedzialność karną przed sądem. W opisywanej sytuacji oskarżyciel ma jednak do spełnienia inne zadanie: ma przesądzić (sprzecznie z Konstytucją) o winie i karze, a potem, obywatelu, radź sobie sam!
Sejmowy ekspres
Skandal mandatowy polega też na tym, że odebranie obywatelom prawa do odmowy przyjęcia mandatu ma się dokonać w szybkiej ścieżce “poselskiej”.
Jeśli projekt legislacyjny jest inicjatywą poselską, jest on zwolniony z dodatkowych, uprzednich konsultacji, które są wymagane w przypadku projektu rządowego (pochodzącego np. od władzy wykonawczej). Zaliczenie nowelizacji do inicjatywy poselskiej rodzi więc określone konsekwencje prawne. Nie jest obojętne, w jakim trybie, jaką ścieżką podążał określony dokument.
“Poselskość” projektu to nie jedynie kwestia tego, kto podpisuje projekt. Projekt powinien być rzeczywiście – materialnie – “poselski”, to znaczy nie tylko podpisany przez posłanki czy posłów, ale też zainicjowany, opracowany, wywodzący się z określonego środowiska, którego autorzy następnie sygnują go swoimi podpisami.
Gdyby sędzia podpisał się pod wyrokiem, którego nie przeczytał, uznalibyśmy oczywiście, że coś jest tu nie tak. Inicjatywa legislacyjna to analogiczny przypadek.
Projekt legislacyjny nie jest więc “poselski”, gdy podpisy posłów są jedynie podkładką pod propozycjami przygotowanymi w określonym ministerstwie. A w przypadku inicjatywy mandatowej media informowały nawet o anonimowym pośle PiS, który stwierdził, że jego podpisu “nie powinno być pod projektem”, i że podpisał się in blanco (zobacz materiał prasowy).
Sprawa pod tym kątem wymaga dokładnego zbadania, bo mamy do czynienia z dokumentacją sporządzają przez funkcjonariuszy publicznych, poświadczającą określone fakty, rodzącą skutki prawne w procesie legislacyjnym – nie może być żadnych wątpliwości, kto i co podpisuje.
Podkładka po fakcie
Minister Ziobro po raz kolejny udowodnił też, jak traktuje sędziów i jak używa ich dla osiągnięcia określonych celów politycznych. Gdy niekonstytucyjny projekt odbierający obywatelom prawo do nieprzyjęcia mandatu wpłynął do Sejmu i spotkał się z powszechną krytyką, Minister wystosował pismo, by pilnie w ciągu 2 dni sądy przesłały mu dane dotyczące postępowań mandatowych.
Najpierw więc pojawia się projekt, a potem zaczynają się poszukiwania jakiegokolwiek uzasadnienia, by go obronić, na przykład w statystykach…
Zamiast szerokich konsultacji społecznych między innymi z sędziami – pilne żądanie statystyk i to w nierealnym terminie. Same zaś statystyki i tak niewiele uzasadnią, a wręcz przeciwnie – mogą zaciemnić obraz, bo jak wiadomo, nie sama statystyka się liczy, lecz to, jak ktoś zinterpretuje dane.
Być może dałoby się uniknąć marnowania czasu na zajmowanie się projektem, gdyby zawczasu pomysłodawcy tych niekonstytucyjnych zmian skonsultowali go na przykład z szerokim gronem sędziów. W zamian za to pod przykrywką inicjatywy poselskiej próbuje się przepchnąć nieakceptowalne regulacje wymyślone prawdopodobnie w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Warto też odnotować, że najgorliwsi obrońcy omawianej nowelizacji – posłowie Kaleta i Warchoł – a także oficjalny przedstawiciel wnioskodawców poseł Kanthak nie podpisali się pod projektem.
Formacja bez zaufania
Istotny dla wyrobienia sobie zdania na temat omawianego fatalnego projektu jest także moment wyjścia z tą inicjatywą.
Z ostatniego sondażu przeprowadzonego w listopadzie 2020 wynika, że zaufanie do Policji znacząco spadło (minus 20 punktów procentowych w porównaniu do 2017). Aż 33% badanych deklaruje nieufność do tej formacji.
Szczególnie w takim momencie nie można istotnie wzmacniać kompetencji policji, dając funkcjonariuszom prawo decydowania o natychmiast wykonalnej karze grzywny, bez możliwości odmowy przyjęcia mandatu.
Standardy wymiaru sprawiedliwości w państwie prawnym to również obiektywny odbiór działań danego organu, który powinien uchodzić za bezstronnego, niezależnego arbitra; powinien budzić zaufanie w konkretnej sprawie, że rozstrzygnie ją rzetelnie, a nie na rozkaz, nie dla podreperowania statystyki czy z osobistej zemsty.
Stąd wieloaspektowe gwarancje niezależności i niezawisłości, jakimi musi cieszyć się sąd, by spełnione było prawo obywatela do bezstronnego sądu, wolnego od nacisków politycznych. W odniesieniu do sądu mówił o tym wyraźnie Sąd Najwyższy w pamiętnej uchwale z 23.01.2020.
Projekt czyniący z policjanta de facto sędziego, którego decyzja przesądzi o tym, że będę musiał zapłacić grzywnę, a więc poniosę dolegliwość karną, w sytuacji utraty społecznego zaufania przez tę instytucję publiczną to wzmocnienie aparatu opresji sprzecznie z konstytucyjnymi prawami obywatela.
Fikcja i nadużycia
Zgłoszenie projektu w środku epidemii budzi podejrzenia, że celem zmian w prawie jest ułatwienie tłumienia obywatelskich protestów i zarządzanie strachem przed odpowiedzialnością karną. Niezależnie od intencji, obiektywnym efektem wejścia w życie przepisów będzie możliwość natychmiastowego karania obywateli przez policję, na przykład za udział w demonstracjach czy prowadzenie działalności gospodarczej.
A 300 czy 500 zł kary nie jest bagatelną kwotą, zważywszy też na to, że w ramach jednego legalnego zgromadzenia funkcjonariusze mogą nakładać kary więcej niż raz, za różne formy – ich zdaniem – naruszonego prawa.
Projekt rodzi w tym kontekście potężne pole do nadużyć z powodu fikcji odebrania mandatu, jaką przewiduje. Zgodnie z planowanym art. 98 § 8:
W razie odmowy odbioru mandatu lub odmowy albo niemożności pokwitowania odbioru mandatu przez ukaranego, funkcjonariusz sporządza na mandacie odpowiednią wzmiankę; wówczas mandat uznaje się za odebrany.
Projekt z 8.01.2021, druk sejmowy nr 866
Co to oznacza? Nie tylko nie będę mógł odmówić przyjęcia mandatu, ale też może się zdarzyć, że w ogóle nie będę wiedział, że został na mnie nałożony mandat!
Przepis mówi, że jeśli odmówię odbioru mandatu (nie będę chciał go podpisać lub wziąć fizycznie ze sobą) funkcjonariusz zaznaczy to na mandacie, ale mandat i tak uznaje się za odebrany. Pytanie brzmi, jak w takim wypadku mam złożyć odwołanie, skoro w odwołaniu do sądu muszę “wskazać zaskarżony mandat”, którego odebrania jednak odmówiłem.
Zatem siłą rzeczy już w momencie odmowy odbioru mandatu zostaję pozbawiony prawa odwołania się do sądu.
W tym kontekście pytaliście na Dogmatach ze zdziwieniem:
Ale zaraz, bo nie rozumiem… Policjant proponuje mi mandat na przyjęcie którego nie wyrażam zgody – nie podpisuję się pod nim i nie biorę go nawet do ręki. Co dalej???
Komentarz pod wpisem na Facebooku 17.01.2021
Co dalej? Policjant zrobi wzmiankę na mandacie, że odmówiłem jego podpisania. Mandat uznaje się za odebrany (fikcja odebrania), grzywnę trzeba zapłacić, a jeśli tego nie zrobimy do akcji wejdzie urząd skarbowy.
To jednak nie jedyny problem. Zgodnie z przepisem, fikcja odebrania będzie miała miejsce również wtedy, gdy zajdzie “niemożność pokwitowania odbioru mandatu”. To bardzo nieostra klauzula, z której wynika, że będzie mogła zostać nałożona na mnie kara, o której w ogóle nie będę wiedział!
Przykładowo, policjant spisze osobę X, lecz mandat wystawi dopiero wówczas, gdy X odejdzie z miejsca zdarzenia. Ponieważ X nie mógł pokwitować odbioru mandatu, bo go tam już nie było, znajdzie zastosowanie fikcja odebrania i zacznie biec termin do zapłacenia grzywny.
Nie da się udowodnić, że ktoś nie wiedział o mandacie albo że odmówił jego odebrania w kontakcie z policją. Policjant może więc napisać na mandacie wszystko, nawet jeśli obywatel nie ma pojęcia, że został ukarany.
To kuriozalny przepis legitymizujący każdą patologię i nadużycia organu nakładającego mandat.
Tłumienie protestów
Nie mówimy tu jedynie o spadku zaufania do policji czy przepisach jedynie generujących ryzyko patologii. Mówimy o już stwierdzonych między innymi przez sądy, wielokrotnych nadużyciach prawa w związku z policyjnymi interwencjami czy niezasadnymi zatrzymaniami obywateli podczas pokojowych zgromadzeń.
Druzgocący jest w tym kontekście raport zespołu Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy Rzeczniku Praw Obywatelskich z 14.01.2021. Autorzy raportu piszą:
Najbardziej niepokoi brutalność policji w czasie interwencji, nieuzasadnione stosowanie gazu, kajdanek, bicie pałkami i obelgi. (…) Osoby zatrzymywane nie były odpowiednio informowane o przysługujących im prawach (a było wśród nich wielu młodych, których zatrzymanie spotkało pierwszy raz w życiu), nie miały często dostępu do lekarza.
Jak poprawić zachowania policji – raport KMPT z komisariatów po protestach Strajku Kobiet
Policja powinna robić to, do czego jest powołana: pomagać, chronić, bronić, tropić przestępów i dostarczać dowodów ich winy po to, by odpowiedzialność karną mógł egzekwować sąd. W wymiarze politycznym omawiany projekt to ponure poklepanie policji po plecach: dobrze się spisujecie (bo “spisujecie”), damy wam jeszcze więcej władzy. To niebezpieczne w kontekście wciąż aktualnych restrykcji epidemicznych: władza polityczna chce jedynie wzmocnić aparat represji.
W tym kontekście projekt o nakładaniu mandatów stawia obywatela na z góry przegranej pozycji.
Gdyby tego typu regulacje obowiązywały w czasie jesiennych manifestacji, to obywatele doświadczający nieuzasadnionych represji dostali by jeszcze na odchodne mandaty i kary, które musieliby zapłacić wskutek decyzji policjanta, zanim sprawę rozpatrzy niezależny sąd.
Weźmy też pod uwagę, że kontrowersyjna decyzja o zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce – która wywołała lawinę protestów – wciąż nie została opublikowana (stan na 19.01.2021), więc jeszcze nie “obowiązuje”… I nie wiemy, kiedy to się stanie, ale zaostrzenie prawa do aborcji może nastąpić praktycznie z dnia na dzień…
A stan epidemii, w którym się znajdujemy, regulowany jest przez rozporządzenia wielokrotnie naruszające ustawę i Konstytucję: godzące w prawa i wolności człowieka i obywatela.
Wnioski
Zamiast naprawić system prawny i powrócić na drogę praworządności, autorzy i zwolennicy projektu dążą jedynie do wzmocnienia aparatu represji.
Jak widać na podstawie przeprowadzonych analiz, nie może chodzić o polepszenie gwarancji obywatelskich. O co rzeczywiście chodzi kompromitującym się politykom, którzy bronią omawianego projektu – trudno jednoznacznie przesądzić. Z pewnością nie chodzi o lepsze prawo karne.
Zważywszy więc na wszystkie okoliczności prawne i faktyczne, omawiany projekt państwa policyjnego nie ma żadnego sensu: jest prawnie, praktycznie i tak po prostu po ludzku nieakceptowalny w państwie praworządnym.
Dziękuję za wspólne przyglądanie się projektowi na Dogmatach Karnisty na Facebooku!
Udostępnij materiał korzystając z linku lub zacytuj go w swojej publikacji. Dogmaty Karnisty to zarejestrowane czasopismo internetowe. Przykładowy przypis:
M. Małecki, Brak możliwości odmowy przyjęcia mandatu: niekonstytucyjne państwo policyjne, “Dogmaty Karnisty” z 19.01.2021, www.dogmatykarnisty.pl
2 komentarze
To sa wazne argumenty ale jednak zwiazane z interpretacja. Moje pytanie brzmi: czy sa panstwa z naszego kregu kulturowego, ktore maja podobna procedure mandatowa jak ta, proponowana prZez resort Ziobry. Bylbym spokojniejszy wiedzac, ze te interpretacje sa jedynymi mozliwymi.
Słuszna uwaga. Z jednej strony mamy sytuację gdzie nagromadzenie trywialnych wykroczeń mocno ingeruje w produktywność wykonywania swojej pracy przez policjantów i sędziów, z drugiej argument konstytucji jest oczywisty i rozwinięty mechanizm procedury odwoławczej jest konieczny.
W Australii, która jest doskonałym wzorem dobrze zaprojektowanej administracji państwowej, od każdej decyzji policjanta przysługuje początkowo jedynie odwołanie od mandatu wewnątrz organów policji. Dopiero negatywna decyzja w procedurze odwoławczej zezwala na odwołanie do sądu.
Ponadto ogromną oszczędnością zasobów czasowych przy np. sprawach cywilnych do 10 tyś. dolarów jest rozpatrywanie przez trybunały które mają status sądu z przyśpieszoną procedurą orzecznictwa. Rezultat jest taki, że przy większości drobnych spraw proces trwa raptem kilka tygodni. Potem oczywiście można odwołać się do sądu.