Start Przepisy “Lajkowanie” w internecie może być przestępstwem – wywiad w TOK FM

“Lajkowanie” w internecie może być przestępstwem – wywiad w TOK FM

przez Dogmaty Karnisty

Prozaiczne “danie lajka” może doprowadzić do odpowiedzialności karnej. O sprawie pedofilskich treści zamieszczonych w serwisie Wykop.pl i przepisach prawa karnego regulujących zachowania użytkowników social-mediów mówiłem na antenie radia TOK FM.

Karolina Głowacka: Ktoś opublikował pedofilskie treści w popularnym serwisie Wykop.pl, kilkanaście osób oddało głos na to znalezisko dając mu „lajka” lub „plusa”. Prozaiczna czynność może doprowadzić do odpowiedzialności karnej – tak pisze na blogu “Dogmaty Karnisty” autor tego bloga, Pan dr Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Łączymy się z przez Skype z autorem. Dzień dobry Panie Doktorze.

Mikołaj Małecki: Dzień dobry Pani, dzień dobry Państwu.

Karolina Głowacka:  Trzeba od razu zauważyć i oddać to Wykopowi, który zareagował bardzo jednoznacznie: “To jest lista osób, które dzisiejszej nocy opublikowały lub zaplusowały pedofilskie treści, złamaliście regulamin serwisu, a przede wszystkim polskie prawo. Wasza przygoda z wykopem skończona, wyjaśnienia pozostawcie dla Policji”. Reakcja jest jednoznaczna. To jest bardzo ciekawy temat, którym Pan się zajął – mianowicie – rzucenie takiej treści to jedno, ale np. jej „zalajkowanie”  – czy to może być przestępstwo?

Nasze działania w Internecie mogą pociągać za sobą określone konsekwencje, także konsekwencje prawnokarne.

Mikołaj Małecki: Rzeczywiście sprawa Wykopu pokazała, że Internet nie jest rzeczywistością wirtualną i w sumie warto na początku powiedzieć, że jest to rzeczywistość jak najbardziej realna. Nasze działania w Internecie mogą pociągać za sobą określone konsekwencje, także konsekwencje prawnokarne.

Interesujące jest to, że nie tylko osoby, które umieszczają dane treści – wrzucają je jako pierwsze do Internetu – mogą być pociągnięte do odpowiedzialności za swój czyn, ale także osoby, które w jakikolwiek sposób reagują na nie – np. dając „lajka”, wykopują to w górę czy w dół, dają „plusa” czy „minusa” – terminologia nie ma w tym momencie znaczenia. Znaczenie ma istota rzeczy, tzn. nasze zachowania dotyczące tej treści w jakiś sposób przyczyniają się do tego, że treść jest lepiej widoczna dla innych użytkowników.

Z punktu widzenia prawa karnego pojawia się kilka problemów, nie tylko praktycznych, ale także interpretacyjnych, np. to o czym Pani wspominała: czy danie „lajka” będzie propagowaniem albo pochwalaniem danej treści, ewentualnie czy będzie rozpowszechnianiem tych treści. Kodeks karny posługuje się takimi pojęciami jak propaguje, pochwala, rozpowszechnia. Pojawiają się wątpliwości, czy zareagowanie na dany wpis w taki sposób, że daliśmy mu „lajka” czy skomentowaliśmy może być uznane za rozpowszechnianie. Gdyby Pani zapytała prawnika, czy tak jest, czy tak nie jest, to zapewne odpowiedziałby: “To zależy”. Na przykład to zależy od tego, jak zinterpretujemy słowo “rozpowszechnia”.

Indywidualna czynność poszczególnych użytkowników danego serwisu jeszcze sama w sobie nie przyczynia się do tego, że treść jest bardziej rozpowszechniona.

Nie ma wątpliwości co do tego, że osoba, która pierwsza umieszcza tą treść rozpowszechnia ją dalej, tzn. czyni ją powszechnie dostępną. Na tym polega Internet – na tym polega funkcjonowanie serwisów społecznościowych, stron internetowych, różnych forów. Po prostu dana treść jest dostępna dla nieokreślonej z góry liczby osób.

Bardziej kontrowersyjna jest sprawa lajkowania. Proszę zauważyć, że indywidualna czynność poszczególnych użytkowników danego serwisu jeszcze sama w sobie nie przyczynia się do tego, że treść jest bardziej rozpowszechniona. Musi dojść do nagromadzenia odpowiedniej ilości np. polubień, żeby ta treść była lepiej pozycjonowana na stronie głównej, albo żeby się pojawiła w innych miejscach danego serwisu.

Pod tym względem można mieć wątpliwości, czy jest to rozpowszechnianie. Gdybyśmy mieli zwrócić uwagę na typowo karnistyczne rozważania, to przyjmuje się generalnie dwie koncepcje rozpowszechniania. Pierwsza – nomen omen rozpowszechniona jest taka, że rozpowszechnia daną treść ten, kto czyni ja powszechnie dostępną. W związku z tym rodzi się pytanie czy da się rozpowszechnić coś, co jest już raz rozpowszechnione.

Rozpowszechnia ten, kto pozwala, żeby więcej osób zapoznało się z daną treścią w stosunku do liczby osób, która wcześniej o tym wiedziała.

Karolina Głowacka: Jeżeli coś jest już rozpowszechnione w Intrenecie, to zawsze ktoś możne na to drugi raz trafić, ale czy jeżeli ja zalakuję stronę na Facebooku, to moi znajomi w wyniku mojego działania, algorytmu zobaczą, że ja to zalakjowałam, więc zobaczy to więcej osób.

Mikołaj Małecki: Dokładnie tak. Z tej perspektywy raczej byśmy się odwołali do słownikowego znaczenia terminu “rozpowszechnia” i powiedzieli, że rozpowszechnia ten, kto pozwala, że więcej osób zapoznało się z tą treścią w stosunku do liczby osób, która wcześniej o tym wiedziała.

To może mieć też znaczenie z perspektywy dobra prawnego. W prawie karnym mówimy o czymś takim jak dobro prawne, tzn. jaka wartość jest w danym przypadku chroniona. Teraz proszę zauważyć, mamy takie przestępstwo, które polega na tym, że ktoś rozpowszechnia wizerunek nagiej osoby w Internecie bez jej zgody. Załóżmy, że sfilmowałem wizerunek nagiej osoby – oczywiście bez jej zgody – i zamieściłem go na serwerze w jakimś zupełnie nieznanym kraju Ameryki Południowej. Nie ma to, z perspektywy polskiego odbiorcy, i z perspektywy dóbr prawnych osoby, która została sfilmowana, tak naprawdę żadnego znaczenia, że jakieś anonimowe dla mnie osoby zobaczą ten wizerunek.

Ale jeżeli ktoś udostępni na swoim Facebooku link do takiej treści i polubi to 100 osób, które zna tę osobę, która jest tam sfilmowana, to proszę zauważyć, że z punktu widzenia dobra prawnego społeczna szkodliwość tego czynu wzrasta nieprawdopodobnie. Właśnie chodziło o to, żeby nie wywoływać uczucia zażenowania czy pewnego rodzaju wstydu względem osób, które nas znają. Dlatego słusznie Pani zauważa: może być tak, że większa liczba osób, które znają osobę sfotografowaną, zapozna się z tą treścią i wówczas powiemy, że doszło do rozpowszechniania mimo, że ta treść była wcześniej powszechnie dostępna w Internecie.

Dla realizacji znamienia “propagowanie” konieczne jest emocjonalne czy intelektualne zaangażowanie tej osoby, która to robi.

Karolina Głowacka: Co np. z takim „lajkowaniem” treści rasistowskich, nienawistnych czy nawołujących do przemocy albo udostępnianiem, tzw. „share’owaniem”. Niby ja nic nie napisałam, niby nic.

Mikołaj Małecki: Mamy przestępstwo z art. 256 kodeksu karnego. Znamiona tego przestępstwa to publiczne propagowanie faszystowskiego albo innego, totalitarnego ustroju państwa. Tutaj ustawodawca wymaga od nas – dla odpowiedzialności karnej – żebyśmy wypełnili znamię publicznego propagowania. Co innego rozpowszechnianie, co innego propagowanie. Samo podanie danej treści może być uznane za rozpowszechnianie danego wpisu, zdjęcia czy jakiegoś filmu. Natomiast dla realizacji znamienia propagowanie konieczne jest jednak pewne emocjonalne czy intelektualne zaangażowanie tej osoby, która to robi.

Niewątpliwe, jeżeli umieścimy jakiś komentarz, który będzie popierał faszystowski ustrój państwowy, dojdzie do wyczerpania znamion tego czynu zabronionego. Natomiast samo klikniecie przycisku „Lubię to” jest pod tym względem wysoce kontrowersyjne. Pojawia się pytanie, czy można wyrazić pogląd przez samo polubienie danego wpisu – a po drugie – czy polubienie danego wpisu może być w ogóle uznane, w określonym kontekście, za wyrażenie aprobaty dla tej treści.

Słusznie zauważa się, że przyciski, które mamy na Facebooku, czyli „Lubię to”, „czerwone serduszko”, „zagniewana minka” nie służą do tego, żeby propagować czy pochwalać daną treść. Coś nas zainteresowało, czasami zainteresowało nas w sposób negatywny i chcemy przekazać informację swoim znajomym o tym, że warto się z tym zapoznać. Z punktu widzenia odpowiedzialności za propagowanie danych treści to może być propagowanie faszystowskiego ustroju państwa albo propagowanie dewiacji w postaci zachowań pedofilskich, tak jak mieliśmy to na Wykopie. Więc za samo klikanie “lajków” bez zaangażowania intelektualnego czy emocjonalnego, które jednoznacznie pozwoliłoby ustalić, że ktoś rzeczywiście popiera te treści, nie wchodzi w grę odpowiedzialność karna.

Karolina Głowacka: Zapytam inaczej: czy Pana zdaniem  nasze obecne prawo radzi sobie z rzeczywistością Internetu?

Mikołaj Małecki: Jak się spojrzy na kodeks karny i na ewolucję przepisów prawa karnego, to da się zauważyć kładzenie coraz bardziej akcentu na przestępstwa internetowe i zachowania użytkowników Internetu. Mamy cały rozdział poświęcony ochronie informacji: są to typowe przestępstwa ukierunkowane na zachowania hakerskie zawodowych informatyków.

Ostatnio pojawił się problem procederu bug bounty, czyli testowania systemów informatycznych po to, żeby szukać w nim luk. To nie dotyczy tylko testowania systemów za zgodą administratorów sieci, ale także domorosłych i amatorskich użytkowników czy informatyków; użytkowników sieci, którzy w ramach hobby próbują włamać się do systemów informatycznych i przełamać zabezpieczenia. Jest pytanie: czy jest to penalizowane, czy nie?

Przestępstw ukierunkowanych na ochronę dóbr prawnych, które mogą być naruszone w Internecie, jest stosunkowo dużo.

Pojawił się problem art. 269b k.k., który tak naprawdę, gdyby odczytać go literalnie, może doprowadzić do tego, że każdy posiadacz smartfonu będzie potencjalnie przestępcą, bo przepis mówi tylko tyle, że kto jest w posiadaniu urządzenia, które może służyć do popełnienia przestępstwa w Intrenecie, to już podlega karze.

Mamy wiele przestępstw, które kładą akcent na zachowanie użytkowników Internetu, ale takich użytkowników, którzy nie są specjalistami z dziedziny informatyki, np. wprowadzony kilka lat temu art. 200a k.k., czyli przygotowanie do przestępstwa pedofilskiego. Jeżeli umawiam się z małoletniemu po to, żeby wykorzystać go seksualnie, to już podlegam karze, w fazie nawiązywania z nim kontaktu przez Internet.

Mamy też bardzo szeroko zakrojone znamiona stalkingu. Jest też przepis mówiący o utrwalaniu pewnych treści za pomocą sieci informatycznych, np. wizerunku nagiej osoby. Przestępstw ukierunkowanych na ochronę dóbr prawnych, które mogą być naruszone w Intrenecie, jest stosunkowo dużo.

Trybunał Konstytucyjny uznał, że jest to znamię tak niedookreślone, że nie można penalizować samego posługiwania się symboliką faszystowską.

Pojawia się czasami tendencja odwrotna. Jeżeli mówiliśmy o przestępstwie polegającym na propagowaniu totalitaryzmu, w pewnej części ten przepis  uznany został przez Trybunał Konstytucyjny za niezgodny z Konstytucją. Chodziło o to, że sprawca podejmował pewne zachowania związane z rzeczami, które są nośnikiem symboliki faszystowskiej czy totalitarnej. Trybunał Konstytucyjny uznał, że jest to znamię tak niedookreślone, że nie można penalizować samego posługiwania się symboliką faszystowską, no bo to, czy jest to zachowanie dozwolone czy niedozwolone, czy to jest społecznie akceptowane czy nie, będzie pewnie zależało od kontekstu.

Jeżeli mam do czynienia z instalacją artystyczną lub z relacją internetową z jakiegoś wydarzenia i tam pojawia się dana symbolika, to w zależności od kontekstu będziemy mogli powiedzieć, czy wykorzystanie takiej symboliki godzi w jakieś dobro prawne, czy nie.

Wydaje mi się, że obecny stan prawny jest zadowalający. Nie może być też tak, że ustawodawca na siłę będzie wprowadzał jakieś przestępstwa, np. reagując na konkretne wydarzenia, a znamiona tych przestępstw będą ujęte tak ogólnie, że za 2-3 lata okaże się, że poodpadają pod te przepisy osoby, które tak naprawdę nie zrobiły nic złego.

Prawo karne interesuje się nami nie tylko wtedy, gdy idziemy ulicą, ale także wtedy, gdy piszemy coś na forum internetowym.

Karolina Głowacka: Na pewno trzeba być czujnym, bo technologia się rozwija i ciągle nowe wyzwania przed nami, także prawnikami.

Mikołaj Małecki: Ostatnio pojawiła się taka idea, żeby wprowadzić środek karny polegający na tym, żeby sprawcy, który popełnił przestępstwo przez Internet, np. pomówił  lub znieważył kogoś, zakazać korzystania z danego serwisu społecznościowego. Oczywiście można dyskutować, czy wprowadzenie takiego zakazu ma sens, ale dyskusja, która jest wywołana już pokazuje pewną tendencję i problemy.

Nasze życie przeniosło się do Internetu. Smartfon jest w pewnym sensie przedłużeniem naszej ręki, a baza wiedzy, jaka jest zgromadzona w Internecie, pozwala nam o pewnych rzeczach nie pamiętać, bo łatwo to sprawdzić. Nasze życie przeniosło się do Internetu. To nie jest sfera wolna od regulacji, tzn. prawo karne interesuje się nami nie tylko wtedy, gdy idziemy ulicą, ale także wtedy, gdy piszemy coś na forum internetowym. Wbrew pozorom nie jesteśmy w Internecie anonimowi i łatwiej prawu karnemu zareagować na nasze zachowanie w sieci niż w rzeczywistości analogowej

Karolina Głowacka: Serdecznie Panu dziękuje za rozmowę i tę analizę. Pan Doktor Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Krakowskiego Instytutu Prawa Karnego, autor bloga “Dogmaty Karnisty”. Dziękuje serdecznie.

Mikołaj Małecki: Bardzo dziękuję.


Transkrypcja: Dogmaty Karnisty, nieznaczne poprawki stylistyczne.

Kliknij, aby posłuchać wywiadu z 28 stycznia 2017 r. na antenie radia TOK FM.

Podobne tematy

Co o tym sądzisz?