Start Zdarzenia Pająk-gigant, żywe zwłoki i zwichnięta kostka

Pająk-gigant, żywe zwłoki i zwichnięta kostka

przez Dogmaty Karnisty

Studenci otrzymali na sprawdzianie zadania argumentacyjne ułożone na motywach popularnego filmu Sylwestra Wardęgi. Dostałem też przez Facebooka pytanie dotyczące oceny prawnokarnej zachowania bohaterów nagrania, na które postaram się po części odpowiedzieć.

Scena 1. Noc. Przejście podziemne. Przechodzień zauważa ludzkie szczątki owinięte w „pajęczynę”. Po chwili w przejściu pojawia się nienaturalnie wielki „pająk”. Mężczyzna ucieka – pająk rusza za nim. Zdobycz wpada w „pajęczynę”, na szczęście udaje się jej oswobodzić i uciec.

Scena 2. Noc. Winda na opuszczonym parkingu. Mężczyzna otwiera drzwi do winy, w której znajdują się zmasakrowane zwłoki człowieka. Nagle zakrwawiony korpus „ożywa” i rusza w pościg za przerażonym mężczyzną.

Pająk-gigant to w rzeczywistości przebrany, niegroźny pies, zaś żywe zwłoki goniące przechodnia to ucharakteryzowany aktor. Zadanie brzmiało: czy autor instalacji bądź mężczyzna grający rolę zombie mógłby ponieść odpowiedzialność karną za następujący (hipotetyczny) skutek zdarzenia: uciekający w popłochu mężczyzna potknął się i spadł ze schodów, łamiąc sobie nadgarstek bądź skręcając nogę w kostce (co stanowi średni uszczerbek na zdrowiu w rozumieniu art. 157 § 1 k.k.). Odpowiedź należało uzasadnić z powołaniem się na kryteria przypisania skutku w prawie karnym.

Większość studentów (w proporcji 3:1) analizujących scenę z pająkiem zdecydowało się przypisać skutek autorowi psikusa, natomiast osoby piszące o scenie z żywymi zwłokami podzieliły się niemalże po równo: połowa za przypisaniem, połowa za wykluczeniem odpowiedzialności aktora za skutki czynu.

Nie podlega dyskusji, że przyczyną skutku w postaci zwichnięcia kostki bądź skręcenia nadgarstka uciekającego przechodnia jest zachowanie się autora instalacji. Przyczynienie się do skutku, rozumiane czysto empirycznie, to jednak dopiero początek prawnokarnej analizy czynu człowieka; decydujące znaczenie mają bowiem przesłanki o charakterze normatywnym.

Pierwszą z nich jest konieczność wykazania, że zachowanie kandydata na sprawcę naruszyło regułę postępowania z dobrem prawnym, chronionym w art. 157 § 1 k.k. Reguła ta zakazuje podejmowania działań narażających człowieka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia. Mam wątpliwości, czy działanie zmierzające do przestraszenia przechodnia narusza tak sformułowaną regułę postępowania. Każda norma postępowania antycypuje określone sposoby narażania dobra prawnego na niebezpieczeństwo; nie sądzę, by zakaz przestraszania ludzi chronił ich przed zwichnięciami nadgarstków lub skręceniami kostek. Zakaz straszenia ludzi ma ich ochronić przed byciem wystraszonym, przed baniem się – zachowanie takie atakuje wolność człowieka, a nie jego zdrowie.

Wątpliwości pojawiają się także w ramach badania obiektywnej przewidywalności skutku, jaki nastąpił w danym stanie faktycznym. O ile sama ucieczka jako reakcja obronna na pojawienie się dziwnego osobnika może być uznana za reakcję typową i przewidywalną, to jednak potknięcie się i upadek nie wydają się wysoce prawdopodobnym rezultatem ucieczki; nie istnieje również znaczne ryzyko, że osoba, która się potyka, dozna kontuzji nadgarstka lub kostki.

Sądzę, że autor instalacji nie może ponosić odpowiedzialności za opisane skutki na zdrowiu przestraszonego przechodnia. Za dużo tutaj wątpliwości. Nie oznacza to, że straszenie ludzi za pomocą pająka-giganta bądź zombie ścigającego przechodniów jest zachowaniem całkowicie legalnym. Jak to ujął mój dzisiejszy rozmówca, czytelnik i komentator bloga: „Kurcze, czy to jest w porządku robić ludziom psikusy?”. Zgodziliśmy się, że raczej nie jest to w porządku, gdy ludzie sobie tego nie życzą. Należy więc spróbować poddać ocenie samo zachowanie polegające na umyślnym przestraszeniu postronnej osoby, bez związku z jego dalej idącymi skutkami.

Robienie ludziom budzącego grozę psikusa może być uznane za wykroczenie przeciwko porządkowi i spokojowi publicznemu: kto wybrykiem zakłóca spokój i porządek publiczny, podlega odpowiedzialności za wykroczenie przewidziane w art. 51 § 1 kodeksu wykroczeń. Karalne jest także pomocnictwo do popełnienia takiego wybryku (art. 53 § 3 k.w.). Wydaje mi się, że robienie przechodniom psikusa należy zsubsumować pod ten właśnie przepis, bez wiązania tego zachowania z mało prawdopodobnymi następstwami zdarzenia. Na marginesie można jedynie zauważyć, że odpowiedzialność za wykroczenie to zaiste niewielka cena za popularność, jaką zdobył Sylwester Wardęga po opublikowaniu nagrania w internecie.

Podobne tematy

2 komentarze

Anonimowy 30 lipca 2015 - 14:08

"Zakaz straszenia ludzi ma ich ochronić przed byciem wystraszonym, przed baniem się – zachowanie takie atakuje wolność człowieka, a nie jego zdrowie."

Wydaje mi się, że w ogóle nie rozumiem tych karnistycznych intuicji w OPS i stronie podmiotowej. W powszechnym przecież przekonaniu funkcjonuje twierdzenie, że nie straszy się ludzi starszych ("bo mogą wykorkować"), ani chorych na serce ("bo mogą wywinąć kitę"). W dzisiejszych czasach, gdzie ludzie prowadzą siedzący tryb życia i poruszają się coraz rzadziej bez korzystania z samochodu, trzeba się zgodzić (a potwierdzają to statystyki), że coraz więcej osób (a więc sporo jest tych osób) ma problemy z układem krwionośnym (brak ruchu > nadciśnienie > przerost komory > problemy sercowe).
Podobnie w sytuacji stresowej po wyrzucie dużej ilości adrenaliny, która w takich dawkach jest szkodliwa dla organizmu, można umrzeć.

Czy zatem nie powinien "autor instalacji", zgodnie ze wzorcem normatywnym Jana Kowalskiego, wiedzieć i przewidywać, że w dzisiejszych czasach ludzi z problemami kardiologicznymi jest wiele, a także że swoją instalacją w określonych warunkach (noc, tunel, winda, puste budynki) narazi/naruszy czyjeś zdrowie?

Czy według Pana Doktora "norma chroniąca przed byciem przestraszonym" nie ma żadnego związku ze zdrowiem? Przecież bycie przestraszonym to nic innego jak reakcja fizjologiczna, która powoduje choćby tymczasowe zmiany w organizmie człowieka.
Zmiany takie mogą być oczywiście groźne, co implikuje niebagatelny związek strachu (emocji, reakcji fizjologicznej) ze zdrowiem.
Wydaje mi się, że im więcej wie się o biologii i medycynie oraz o zróżnicowaniu wszystkich ludzi (każdy jest inny), tym trudniej jest wewnętrznie (samemu ze sobą) zgodzić się na taki normatywny sposób myślenia przez uogólnienia do społecznych wzorców zachowań.

Jak by się Pan Doktor do tego odniósł?

Materiały naukowe:
a) http://www.scientificamerican.com/article/scared-to-death-heart-attack/
b) http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1845597/?page=1

Reply
Mikołaj Małecki 30 lipca 2015 - 14:15

Dziękuję za interesujące uwagi. Zgadzam się z nimi w pełni – straszenie ludzi chorych na serce bądź ludzi starszych w pewnych okolicznościach może być śmiercionośne. Komentarz jest jednak nieadekwatny do treści mojego wpisu – nie ma w nim bowiem mowy o TEGO TYPU skutkach. Pokazuje to dobrze wyrwany z kontekstu cytat, którym rozpoczął Pan swój komentarz. W kontekście prezentuje się on nieco inaczej: "[…] nie sądzę, by zakaz przestraszania ludzi chronił ich przed zwichnięciami nadgarstków lub skręceniami kostek. Zakaz straszenia ludzi ma ich ochronić przed byciem wystraszonym, przed baniem się – zachowanie takie atakuje wolność człowieka, a nie jego zdrowie". Unaocznia to dobitnie trafność kończącego Pana wpis spostrzeżenia: "Wydaje mi się, że im więcej wie się o biologii i medycynie oraz o zróżnicowaniu wszystkich ludzi (każdy jest inny) […]" – owszem, ta różnorodność ludzi a wobec tego i stanów faktycznych ma znaczenie dla oceny prawnej omawianych wypadków. Co innego zawał serca czy wylew krwi do mózgu, a co innego zwichnięcie kostki.

Reply

Co o tym sądzisz?